Transport
Wirus nie poszerza dróg
2020-04-02Faktycznie z punktu widzenia kierowcy dzisiejszy stan ruchu drogowego może napawać optymizmem. Jak donosiliśmy w zeszłym tygodniu ruch drogowy jest niższy nawet 2-3 krotnie, niż w przeciętny dzień przed pandemią. Na pewno z tego powodu jest w powietrzu mniej zanieczyszczeń powietrza pochodzących z rur wydechowych oraz uniesionych przez samochody z ulic. Dla wielu stało się to przyczyną do wskazywania, że nie mieli rację Ci, którzy upatrując głównej przyczyny smogu w ruchu drogowym, chcieli zamykać ulice dla ruchu drogowego. Dodatkowo wskazują oni dziś, że samochód w trakcie epidemii jest najbezpieczniejszym środkiem transportu, bo nie musimy się stykać z innymi osobami, jeśli naprawdę musimy jechać do pracy.
Racja nr 1
Dziś chciałbym napisać, że osoby, które tak mówią i piszą, mają rację. Smog nie jest główną przyczyną tego, że na ulicach należy ograniczać ruch drogowy – to przyczyna dodatkowa. Główną przyczyną ograniczania ruchu drogowego w miastach – dodajmy, że tym większego ograniczenia czym większe miasto – jest przestrzeń, a nie jakość powietrza. Dla ponadmilionowego miasta nadmierna ilość samochodów osobowych jest gwoździem do trumny gospodarki i jakości życia, a nie kamieniem węgielnym. Zabija stosunki społeczne, wraz z nim handel, a także utrudnia dojazd do pracy. To dłuższa historia, aby rozwinąć te wątki, ale gdybyśmy dziś czy za dwa miesiące chcieli, aby do Warszawy mogli wjechać wszyscy swoimi samochodami, aby dochować zasad ochrony przed koronawirusem – po jednej osobie w jednym pojeździe – to mamy przepis na 24-godzinny korek. Zniesieniem opłat za parkowanie możemy do tego doprowadzić w Warszawie nawet w czasach pandemii i akcji #zostanwdomu. Na wszystkich mieszkańców w samochodach w mieście nie ma miejsca. Kierowcom wypada poradzić, aby cieszyli się z tego, że dziś wjeżdża ich do miasta tak niewiele. Wirus nie poszerza dróg, a jedynie spłyca oddech, czyli zmniejsza ruch.
Racja nr 2
Mają też rację Ci, którzy mówią, że samochód może być bezpiecznym środkiem transportu w czasie pandemii. Faktycznie może, ale nie wszyscy mają samochód! Zmuszanie dziś tych, którzy tego samochodu nie mają, aby nim jechali do pracy, poprzez ograniczenia komunikacji zbiorowej, nikomu nie pomoże. Może wręcz spowodować, że ludzie Ci stracą pracę, albo zachorują. A mówimy być może nawet o solidnych 20-30% mieszkańców miast, którzy na co dzień nie używają samochodu. Ci ludzie korzystają z komunikacji miejskiej dlatego, że chcą – jest to dla nich, tańsze, wygodniejsze, po prostu lepsze. Jeśli czegoś należy się domagać w ich przypadku, to zadbania o to, aby transport publiczny w czasie pandemii był jeszcze lepszej jakości niż w przeciętny dzień. Czy zaoferowanie większej podaży miejsc siedzących, dzięki obniżonemu ruchowi pasażerskiemu najwierniejszym klientom komunikacji miejskiej to tak wiele? Przecież budżet na komunikację miejską był zaplanowany już wcześniej. Za utrzymanie wydatków na tym samym poziomie korona mu z głowy nie spadnie.
Racja nr 3
Ale choć kierowcy mają nieco racji to zapominają także o tym, że bezpiecznie, również z punktu widzenia epidemiologicznego, można dojechać do pracy na rowerze. I ten środek transportu jest tańszy, niż samochód, przy każdej cenie benzyny. Tańszy i zdrowszy, bo uwięzionym w przymusowej kwarantannie ludziom umożliwia choćby minimalną ilość ruchu, podczas gdy fitness kluby są ze względów bezpieczeństwa zamknięte. W wielu miastach, np. Berlinie, Bogocie czy Meksyku, w czasie pandemii, zmniejszony ruch drogowy służy zwiększeniu możliwości poruszania się rowerem po mieście – otwieraniu dogodniejszych i bezpieczniejszych połączeń. Rower bowiem daje poruszającym się po mieście dodatkowy komfort w tych niepewnych czasach – pewność, że dojadą dokądkolwiek, nawet jeśli stracą pracę i środki do życia. Rowerem można bezpiecznie jechać z górki bez użycia siły, ale też możemy o własnych siłach wprowadzić go pod górkę. Samochód przy pędzących z górki cenach benzyny też łatwiej uruchomić, ale czy będzie to nadal tak łatwe jak jazda na rowerze, gdy ceny benzyny znów wjadą na górkę. Do tych cen też może dobrać się wirus.