Zielona gospodarka


Potworki wyszły z norki

2020-10-16
galeria
Nie da się nie zauważyć, że sprawa dobrostanu zwierząt stała się w ostatnim miesiącu jedną z najgłośniejszych w Polsce. Dobrze, że siły kojarzone z prawą stroną sceny politycznej, chcą, aby zwierzętom żyło się lepiej. Źle, że zabrały się do tego po trupach.

Na początku wydawało się, ze to sen. Przedstawiciele prawicowych partii składają i niemal jednogłośnie popierają ustawę, która zmierza do tego, aby zwierzęta w gospodarstwa rolnych, tych małych oraz dużych, miały godne warunki życia i śmierci. Dotychczas tego typu postulaty były przez prawicowe partie bezwzględnie tępione jako stricte lewicowe bajki. Potem, wydawało się, że to jest jednak polityczny kabaret, ukręcony tylko po to, aby koalicja rządowa mogła na nowo poukładać sobie sposób rządzenia Państwem, a ustawa to kwiatek do tego korzucha. Do podpisania nowej umowy koalicyjnej doszło, a jednak ustawa o dobrostanie zwierząt nadal trwa w politycznej dyskusji i jej losy mają się dobrze. Poza jednym – rolnicy wyszli na ulice.

Mogę tylko domyślać się jakie są motywy działania koalicji rządzącej w sprawie dobrostanu zwierząt. Już przecież w parlamentarnej kampanii wyborczej zwycięska partia mówiła o tzw.: „500 plus na każdą krowę”. Trochę ciszej mówiło się jednak o tym, że może chodzić o dopłatę dla każdej krowy szczęśliwej, czyli takiej, która nie jest trzymana na uwięzi i ma możliwość swobodnego chodzenia po polach w poszukiwaniu świeżej trawy. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że owe „500 plus” miało być wypłacane nie bezpośrednio z kasy naszego Państwa, ale za pośrednictwem funduszy unijnych.

W związku z tymi obietnicami pozostał więc problem taki, że jednak większość polskich krów, a także świń, norek, zajęcy czy innych zwierząt gospodarskich już dawno nie jest szczęśliwa i "500 plus" im się nie będzie należało. Faktem jest, że wciągu ostatnich 10 lat polskie rolnictwo bardzo się mechanizowało, zautomatyzowało, zwiększyło efektywność oraz skonsolidowało. Coraz mniej jest rolników, a gospodarstwa coraz większe, trudniej więc zadbać o to, aby każda krowa, locha, kura czy norka była odpowiednio dopilnowana. Ze względu bowiem na efektywność zwierzęta spasa się nie tym, co jedzą naturalnie, ale głównie tym, co wyprodukują krajowe i międzynarodowe koncerny paszowe. W dodatku chodzenie po polu, to strata energii. Nie da się ukryć, że tak po prostu rolnikom jest łatwiej, ale też przede wszystkim taniej i zyskowniej. A przecież to branża, która, mimo swojej skali oraz szerokiego eksportu, groszem nie śmierdzi - tam każdy grosz się liczy.

Jeśli to co napisałem wyżej jakoś się ze sobą łączy i nie jest jedynie błędnym domysłem, to aby spełnić wyborcze obietnice sprzed 2 lat, a także zapewne unijne oczekiwania, które być może już krążą po korytarzach Komisji Europejskiej, rządzący postanowili zrobić zwierzętom dobrze, ale… chyba zapomnieli o ludziach. Założę się, że ludzie koniec końców będą chcieli otrzymać „500 plus na każdą krowę”, ale założę się też, że przyjęli by to łagodniej, gdyby nie postawiono ich pod ścianą, ale wcześniej rozpoczęto kampanię na rzecz korzyści dla rolników płynących ze zwiększenia dobrostanu zwierząt. Bo dobrze przeprowadzona kampania i dobrze skierowana edukacja nie jest gorsza od politycznej wojny. A może nawet jest lepsza, bo na wojnie nie giną ludzie, a w tym przypadku szczególnie ci ze wsi.