Zielona gospodarka


Niezrównoważony dług

2020-09-25
galeria
W tym roku deficyt budżetu państwa sięgnie rekordowych wartości. Są tacy, którzy głoszą, że to nie jest problem, bo i tak większość krajów świata ma znacznie większe wskaźniki zadłużenia, w np. Stany Zjednoczone. Ale czy to jest zrównoważone?

Dyskusje na temat tego, czy poziom zadłużenia jest wysoki czy niski przeniosła się na poziom oceny, czy dane Państwo może skutecznie spłacać zaciągnięty dług czy nie. Faktycznie w bankowości o tym, jak wysoki może być dług, który zaciągamy decyduje tzw.: zdolność kredytowa. I faktycznie też, czym jesteśmy bogatsi, a nasze społeczeństwa nieprzerwanie od kilku dekad raczej zwiększają swoje poziomy PKB, tym więcej długu możemy zaciągnąć. Na tym poziomie ocena zdolności kredytowej zależy także od tego, czy dane Państwo jest w stanie w przyszłości nadal się bogacić, kierując na budowę tego bogactwa środki z zaciągniętego długu. Tylko bowiem zwiększanie poziomu bogactwa  pozwoli spłacić związane z długiem odsetki. Tak to wygląda na poziomie makroekonomicznym.

Przyjrzyjmy się jednak tej sytuacji na poziomie jednostki, czyli mikroekonomicznym. Spłacanie zaciągniętego przez Państwo długu, jest zależne od tego, jak obywatele tego Państwa będą zarabiać w przyszłości. Czy to co zarobią będzie przewyższało włożoną w ten zarobek inwestycję? A co jest inwestycją społeczeństwa w swój własny zarobek? Czas, zasoby naturalne lub wypracowany już wcześniej kapitał finansowy (oszczędności) lub rzeczowy (sprzęt, budynki, instalacje). Na poczet spłaty wspólnego długu, Państwo będzie nakładać na nas podatki. Konieczność płacenia podatków wymusi na nas korzystanie z czasu, zasobów lub kapitału. Tak będzie napędzany wzrost gospodarczy.

W istocie motorem tego napędu będzie zaciągnięty wcześniej dług. Choćbyśmy my go osobiście nie zaciągnęli, to konieczność płacenia podatków, zmusi nas do osobistej pracy, wydobywania węgla czy rąbania drewna, albo jeżdżenia samochodem. Chyba, że już więcej się nie da, bo doba ma 24 godziny (a życie…?), węgiel może się w złożu po prostu skończyć, a samochód się popsuje w sposób nienaprawialny. Jeśli jedno pokolenie nie spłaci zaciągniętego długu, konieczność dalszej pracy przejdzie na pokolenie następne, a jeśli wciąż dług zostanie niespłacony, to także na następne. Kolejne pokolenia będą spłacać dług, choćby chciały realizować swoje marzenia w inny sposób, niż poprzez wzrost gospodarczy i choćby było widać, że każda kolejna nowa rzecz nie przynosi już więcej bogactwa. W niebezpieczny sposób zaczyna to przypominać spiralę zadłużenia, w którą wpadali w poprzednich wiekach rolnicy odrabiający pańszczyznę.

Dlatego choćby nie wiem jak długo ekonomiści spierali się jaki poziom długu jest bezpieczny, nie dam się przekonać, że dług jest czymś dobrym. W szczególności nie dam się przekonać, że jest czymś dobrym dla zrównoważonego rozwoju. Dług musza nas bowiem do wykorzystywania naszego czasu, zasobów czy kapitału ponad poziom, który wynika z potrzeb naszych i naszych bliskich, być może nawet ponad poziom potrzeb ludzkości. Pewnie właśnie dlatego oblicza się, że aktualnie dla wyżywienia ludzkości potrzeba więcej niż jednej ziemi. Przykładowo choćby władze Państwa nie wiem jak zaklinały, że są obrońcami rodziny, to zaciągając dług, pośrednio zmuszają matki i ojców do dłuższej lub cięższej pracy, a konsekwencji rodzice będą mieli mniej czasu dla swoich dzieci, czy swoich, nie mogących już pracować, rodziców. Więcej czasu, zasobów i kapitału mają jedynie Ci, co mają mniejszy dług. Tak czy siak więc dług warto spłacić. W całości.