Zielona gospodarka


Leśny coming out

2017-05-11
galeria
Mój dziadek był drwalem. Jednak nie nauczył mnie tyle, co Lex Szyszko. Rąbać drzewa trzeba umieć. Sadzić także.

Lex Szyszko przez ostatnie cztery miesiące było tematem numer jeden z świecie ekologii. Wprowadzona w przyspieszonym trybie i po szybkich konsultacjach ustawa wprowadziła możliwość darmowego i nieskrępowanego wycinania drzew na prywatnej działce, o ile nie służyło to działalności gospodarczej. W efekcie wokół nas od rąbanego i ciętego drzewa aż furczało. W Internecie namnożyło się zdjęć wyciętych w pień drzew – potrzebnie czy nie, to oceniali sami właściciele działek. Ustawa ożywiła znacznie biznes związany z rąbaniem drzewa, ale także pojawiły się już kontrakcje polegające na masowym sadzeniu drzew. Prywatnie prowadzone dochodzenia oceniają ilość wyciętych drzew na milion, może półtora. Pojawiły się także, jak to w Polsce, przekręty polegające na wycinaniu drzew na działkach prywatnych, które już bez drzew wrócą zapewne do obrotu gospodarczego ku zwiększeniu zarobku biznesmenów. Ale nie sztuką jest pokazać swoje oburzenie i emocje – sztuką jest pokazać, w czym tkwi problem.

Po głębszej refleksji przeprowadzonej - a jakże, przy rąbaniu drewna :) - stwierdziłem, że problem nie tkwi w literze wprowadzonej regulacji, ale w sposobie jej wprowadzenia i braku kampanii informacyjnej, która mogłaby jej towarzyszyć ku podwyższeniu świadomości ekologicznej nas wszystkich.

Drzewo rąbałem bynajmniej nie dlatego, że padło pod wpływem Lex Szyszko, ale zwyczajnie rok temu padło pod huraganowym wiatrem wywołanym, prawdopodobnie, zmianami klimatu. Właśnie w konsultacjach Strategii Adaptacji Warszawy do zmian klimatu pojawił się trzeźwy postulat, że w mieście drzewa powinny być zarządzane. Sadzone, by dać ludziom cień i ochłodę w czasie upałów lub gromadzić wodę deszczową a w odpowiednim momencie ścinane, aby ich osłabione wiekiem konary nie stanowiły zagrożenia dla ludzi podczas zbyt silnego wiatru. Myśl rozsądna, ale trudna do realizacji, jeśli wycięcie każdego drzewa musi być poprzedzone procesem administracyjnym i sowitą opłatą. W sumie przestałem się dziwić ludziom, którzy opierają się takiej polityce betonując okolice swoich domów na całej połaci. Po co sadzić drzewa, skoro aby je wyciąć trzeba całej administracyjne drogi? Może tacy ludzie teraz przestaną bać się sadzić drzewa, tak jak inni przestali się bać je rąbać?

Byłaby to niegłupia koncepcja, gdyby nowe rozwiązanie było wprowadzone nie w atmosferze pośpiechu, skandalu i tymczasowości, ale w sposób dobrze przygotowany. W zasadzie od rządu, który oczekiwał na swoją okazję do dobrej zmiany od ponad 8 lat takiego solidnego przygotowania nowych rozwiązań bym się spodziewał. A dobrze przygotowanej legislacji zwykle towarzyszy otwarta dyskusja, a potem wyważona kampania informacyjna. Tym razem byłaby to kampania na temat zarządzania drzewami, szczególnie w miastach, gdzie straty wywołane Lex Szyszko w drzewostanie są zapewne najbardziej widoczne i bolesne. Niestety w tym aspekcie sposób sprawowania władzy nad środowiskiem w Polsce nie poprawił się, a może nawet pogorszył. Zamiast kampanii dotyczącej zarządzania drzewami na prywatnych, zwłaszcza miejskich posesjach, będziemy prawdopodobnie mieli kampanię dotyczącą rąbania drzewa w prastarej Puszczy.

O samych plusach i minusach nowej regulacji pewnie można by napisać znacznie więcej. Tymczasem mój dziadek stracił przy pile motorowej dwa palce. Rąbać drzewa trzeba jednak umieć. Sadzić także.

Dr Wojciech Szymalski

Teksty publikowane w dziale "opinie" niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji portalu chronmyklimat.pl oraz Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju. Ty także możesz być autorem zamieszczonej w tym dziale opinii.