Zielona gospodarka


Gosia Sobiczewska o zrównoważonym biznesie modowym

2020-05-14
galeria
"Dla mnie to odpowiedzialność za to, co tworzę i produkuję. Tworzyć tyle, ile jest potrzebne. Produkować to, co jest potrzebne i dobre dla społeczeństwa, biorąc pod uwagę ich wpływ na środowisko." - O zrównoważonej produkcji w polskiej marce z Gosią Sobiczewską rozmawiał Konrad Wielądek.  

Zacznijmy od standardowego pytania: co Ty jako projektantka, właścicielka marki rozumiesz pod pojęciem zrównoważonej mody?

Dla mnie to odpowiedzialność za to, co tworzę i produkuję. Tworzyć tyle, ile jest potrzebne. Produkować to, co jest potrzebne i dobre dla społeczeństwa, biorąc pod uwagę ich wpływ na środowisko. Proces koncepcyjny składa się z sekwencji podejmowania odpowiedzialnych decyzji takich jak m.in.: rodzaj surowców i ich trwałość, uniwersalność projektu, ekonomia produkcji, logistyka dostawy.

Jak w swoim biznesie którym jest marka EST by S wdrażasz modę zrównoważoną? Co robisz od zawsze, co zaczęłaś robić niedawno, a co planujesz wprowadzić?

Zacznę od tego, że jedenastoletni EST by S jest moją…. piątą marką, a samym procesem tworzenia ubrań zainteresowałam się jako kilkuletnia dziewczynka. Dlaczego? Chyba czułam niezgodę na to, co mnie otacza, na brak wyboru, możliwości.

Samo pojęcie równowagi w modzie towarzyszy mi od początku. Tu głos mogłaby zabrać moja mama, która kilkuletniej dziewczynce tłumaczyła, że jeśli wycinam szlafrok dla lalki (prostokąt i dwie dziury) to nie ze samego środka szmatki (wiadomo), tylko z samego brzegu, by nie marnować całego kawałka. Do dziś pamiętam tę chwilę i jest niejako jedną z myśli przednich.

Urodziłam się w latach niedostępności wielu surowców do szycia. Nieliczne sklepy z materiałami zapamiętałam jako siedziby taft, gipiur i satyn weselnych, zatem niczego, co wydawało mi się potrzebne i użyteczne. Polowanie na ciekawe materiały w second-handach (czy jak to się mówiło „u Forresterów”) było dla mnie czymś naturalnym. A sama uważność i szacunek do (zdobytego) surowca – oczywistością.

fot. Gosia Sobiczewska

W czasie studiów jedna z pań profesor dostrzegła we mnie cień zdolności i przynosiła mi próbniki – czyli kawałki materiałów różnej wielkości, które producenci rozsyłają jako prezentację oferty. Proces twórczy polegał na tym, by nie uronić nic z tych drogocennych skarbów, znaleźć najlepsze zastosowanie dla danego materiału. To było jak układanie puzzli, poszukiwanie rozwiązania zagadki i nieco odwroty proces do powszechnego pojęcia o projektowaniu, gdzie najpierw mam pomysł, potem wizualizację w postaci rysunku, wreszcie poszukuję surowców i go realizuję.

Dlatego dziś, zawsze szukam nowych rozwiązań. Na poziomie projektowania to pytanie komu jest potrzebne, to, co robię i dlaczego? Świadomie unikałam i unikam mocnych, jednosezonowych i krótkotrwałych trendów, by szafy moich klientek były zawsze możliwie jak najbardziej aktualne. Z radością słucham historii o przekazywaniu ESTowych perełek (gdy zmienia się nasza sylwetka) - nastoletnim córkom. Albo informacji, że jakaś sukienka jest od pięciu lat wciąż ulubiona i wygląda świetnie. To znaczy, że na poziomie projektu zadnie zostało wykonane. W temacie samego surowca i materiału: wybór tego, co jest najbliżej dostępne, polityka lokalna dotycząca wyboru partnerów do szukania materiałów i samej produkcji.

Jak widać na rynku mody zachodzi zmiana w postrzeganiu ubrania, konsumenci powoli wycofują się z kupowania tzw. szybkiej mody. Krytykujemy wielkie koncerny za nieetyczne działania w krajach globalnego południa. A od małych projektantów wymagamy wysokiej jakości w bardzo niskiej cenie. Jak obecna sytuacja wpływa na Twój sposób tworzenia ubrań?

Obecna sytuacja pozwala nagle chwalić się procesami, które kiedyś były uznawane za wstydliwe. Tak, tak, jeszcze kilkanaście lat temu projektanci czy firmy odzieżowe opierały się tylko na materiałach z „Hiszpanii, Włoch i Francji”, podobnie jak produkcja: krawcowa z Paryża czy Mediolanu. Kompleks tego, co lokalne był wielki. Szczególnie, jeśli chodzi o surowce.

Dlatego muszę przyznać, że początkowo ta „moda” na modę ekologiczną, nowe filozofie producentów czy projektantów zwyczajnie budziły mój uśmiech: to są jakieś nowe pomysły? Rewolucyjne? Odkrywcze? Dziś wiem, że chodzi o temat komunikacji. Dlatego z radością mówię: tak, od zawsze produkuję w Polsce, materiały wybieram u polskich producentów lub szukam ciekawych dostawców z ofertą końcówek kolekcji. Tak, dokładnie, bo budzą we mnie niesamowitą czułość, są niepotrzebne, nikt ich nie chce.

fot. Gosia Sobiczewska

Odważyłam się pokazać topy które uszyłam z reszek pieczołowicie zbieranych fragmentów, po krojeniu sukienek. Pochwalić się projektem bluzki opracowanym, specjalnie dla wszystkim skrawków, kawałków materiałów, które pozostawały po krojeniu innych ubrań. Opowiedzieć o procesie projektowania przez szukanie idealnej konstrukcji, która zminimalizuje zużycie materiału i uprości proces szycia i – co dla mnie najważniejsze – będzie pasowała na wiele kobiecych sylwetek. Wprowadziłam do sprzedaży wzory, pojedyncze egzemplarze, czyli to co powstało w czasie tworzenia danego pomysłu. I tu uwaga – proszę się temu nie dziwić, że takie wyznanie to wyczyn. Jeszcze kilka lat temu, gdy panował „szał na polską modę” pojawiło się grono osób, które były postrzegane jako specjaliści od projektantów. Doradzali, ostro audytowali twórców, mówili o konieczności skali i rozmachu. Moje nieśmiałe: chcę produkować tyle ile ludzie potrzebują, było wyśmiewane. Jedna z czołowych młodych doradczyń pisała oskarżycielsko: jeśli projektant pisze, że produkuje krótkie serie, to wiedz, że szyje z końcówek kolekcji materiałów! Skandal! Bo podstawą biznesu mody jest powtarzalność projektu w jak największej ilości (patrz: sklepy sieciowe). I tak, projektanci zaczęli się ścigać z sieciówkami. Chciałbym bardzo uśmiechnąć się do tych specjalistów  sprzed  lat - którzy dziś często zajmują przeciwne stanowiska i mrugnąć oczkiem: a nie mówiłam?

Będąc projektantką i bizneswoman obserwujesz zachowania konsumentów. Jakie są Twoje przemyślenia na temat podejścia do ekologii w modzie?

Bardzo się cieszę, że dziś te wartości są mocno i jasno komunikowane. Oczywiście z uwagi na tych konsumentów, którzy wcześniej nie mieli okazji pochylić się nad tym tematem, zastanowić czy zbliżyć od niego. Na pewno czas zamknięcia w domu to w jakiś sposób moment rachunku sumienia: co mam i dlaczego w swojej szafie? Sama na fali modnego przeglądu szafy zrobiłam ostre przewietrzenie. Okazało się, że niczego nie muszę się pozbywać, tylko wszystko bardzo starannie poukładać. Ale wiele kobiet na pewno doznało olśnienia znajdując w szafach zapomniane zakupy z metkami, kupione na wyprzedażach lata temu albo ubrania, które dziwie „skurczy się” (jak mawia Harel) i nijak nie będą już pasować na naszą sylwetkę. Niemożność wychodzenia z domu, spaceru po centrum handlowym, kompulsywnych zakupów nakłania do pytania: czy naprawdę tego potrzebowałam. Na pewno widzę większą uwagę i zainteresowanie lokalnymi twórcami. I podejmowanie decyzji, by zamiast dwóch sukienek z popularnej sieciówki wybrać jedną od polskiej marki.

Stoimy przed wyzwaniem jakim jest kryzys klimatyczny, do 2030 roku musimy zminimalizować drastycznie emisje, co wymusza na nas nie tylko zmianę w podejściu do pozyskiwania energii, ale samego patrzenia na surówce jakimi są woda, bawełna i inne. Jak myślisz jak zmieni się nie tylko rynek modowy, ale samo podejście do ubrania jako takiego?

Zmieni się i zmienia na pewno. Nie wiem tylko na jaka skalę. Ale w każdym działaniu potrzebne są działania lokalne zaczynające się od mikrokroków. Dla mnie jako producenta to odpowiedzialność co, z czego i ile produkuję. Za decyzje podejmowane dziś jak i kilkanaście lat temu (mam tu ma myśli wykorzystywanie surowców dostępnych w mojej pracowni). Kilka lat temu, gdy brałam czynny udział w zagranicznych targach b2b mocno przyglądałam się jednym z nich dotyczących tylko i wyłącznie mody ekologicznej. Badałam restrykcyjny regulamin udziału, który zainspirował mnie do poszukiwania ściśle ekologicznych surowców. Okazało się, że taką ofertę można zaleźć tylko poza granicami naszego kraju, jest dość kosztowna, chyba, że mówimy o bardzo dużej produkcji. Dla małych marek, z niewielką skalą było to zupełnie nieosiągalne. Zatem dla mnie wybór sticte ekologicznych materiałów z certyfikatami, nie był rozwiązaniem na dany moment. Czy jestem na niego gotowa teraz? Czy będę stała przed wyborem produkcji tylko z certyfikowanych, ekologicznych materiałów czy zaprzestanie działania zupełnie? I jaka moda będzie potrzebna?  Przyglądam się temu, uczę, obserwuję i wdrażam w życie.

 

Gosia Sobiczewska: założycielka i projektantka marki odzieżowej EST by S.

Od lat tworzy projekty oparte na wielofunkcyjności z ideą miłość do kobiet - ich różnych sylwetek, cech osobowości i potrzeb. 

W każdym skrawku materiału materiału widzę nieskończone możliwości. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Gosia Sobiczewska jest absolwentką ASP w Łodzi z wieloletnim doświadczeniem w branży, doskonałą znajomością rynku mody i czujnością na zmieniające się potrzeby. 

Projektantka kostiumów teatralnych do sztuki "Cztery Siostry" Janusza Głowackiego wystawianej we francuskim Théâtre Sylvia Monfort w Paryżu. Finalistka konkursu Projektant Roku #BEGin DESIRE 2014 oraz konkursu Design Alive Award 2016 magazynu Design Alive. 

Zrealizowała projekty edukacyjne m.in. w The International Visage and Makeup School (fAM) w Nicei, na wydziale projektowania ASP w Łodzi, AMD Akademie Mode & Design w Dusseldorfie oraz Cracow Fashion Week w Krakowie.

Od 2018 roku publikuje felietony w magazynie Design Alive.

 

Wywiad jest częścią projektu Make Europe Sustainable For All, w ramach kampani Wardrobe Change.


Konrad Wielądek

Instytut na rzecz Ekorozwoju