Transport
Kampania “Tiry na tory”: nie przekażemy petycji za zamkniętymi drzwiami
2012-01-20Do spotkania jednak nie doszło. Po przesłaniu przez ministerstwo warunków spotkania organizatorzy kampanii zrezygnowali. Te warunki to: zakaz zapraszania jakichkolwiek mediów oraz zakaz samodzielnego robienia zdjęć czy nagrywania spotkania. Ministerstwo nie zezwoliło też na ustawienie flagi kampanii przed budynkiem na czas spotkania oraz zmianę liczby osób biorących udział w spotkaniu ponad sześć zgłoszoną przy pierwszym kontakcie.
"Nie jesteśmy grupą interesu, która usiłuje coś załatwić za zamkniętymi drzwiami. To była publiczna kampania. Uważamy, że każdy sygnatariusz petycji ma prawo zobaczyć, jak wyglądało jej przekazanie i usłyszeć odpowiedź władz" – mówi Rafał Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich, koordynator kampanii.
Organizatorzy napisali do premiera ponownie. "Zebranie podpisów było zbiorowym wysiłkiem wielu osób, w tym mieszkańców obszarów szczególnie doświadczonych ruchem tranzytowym, a także związkowców. W toku realizacji kampanii wokół idei "tiry na tory" powstała wielotysięczna społeczność osób, która na tę reakcję czeka i chce ją zobaczyć. Uważamy, że jesteśmy to winni tym osobom – także dlatego, że kampania zachęcająca do podpisywania petycji była finansowana z funduszy publicznych" – czytamy w liście.
Kampania społeczna "Tiry na tory" trwała dwa lata. Pod petycją o uznanie hasła "tiry na tiry" za cel i zasadę polskiej polityki transportowej podpisało się w tym czasie ponad 81 tysięcy osób. Była współfinansowana przez Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zakończyła się z końcem grudnia 2011 roku. "Będziemy nadal działać, choć już bez reklam w radiu i na billboardach. W tym roku naszym priorytetem jest wspieranie społeczności szczególnie mocno doświadczanych ruchem ciężarówek" – mówi Górski.
Ponieważ podpisów nie udało się przekazać, ich zbieranie trwa nadal. Na stronie www.tirynatory.pl poza licznikiem pokazującym ich aktualną liczbę pojawił się drugi – liczący ilość dni, jaką podpisy czekają na odbiór przez premiera.