Szlachetne zdrowie…
2021-01-16Nie to, żebym podupadł na zdrowiu. Co prawda stuknęło mi w 2020 roku 40 lat, ale udało mi się do tej pory wyrobić spory zapas odporności i krzepy fizycznej. Nie na darmo jeździło się codziennie rowerem do pracy, a w miarę możliwości dołączało do różnych zajęć sportowych. Jednak dziś, do pracy jeżdżę rzadko, bo przeszliśmy w większości na pracę zdalną. Także w ferie oraz ogólnie podczas nauki zdalnej ktoś musi zadbać o dzieci – wypadło na mnie. Zatem siedzimy wspólnie w domu, no i się zaczęło.
Po raz pierwszy mogłem posmakować jak boli całe ciało, po kilku tygodniach nie wychodzenia z domu wiosną, w trakcie lockdownu. Może trochę przesadzam, ale po kilku tygodniach tygodniach, gdy postanowiłem wreszcie poćwiczyć było naprawdę ciężko. Zakwasy miałem potem tydzień, ale, to prawda, możliwe, że przedobrzyłem po dłuższym odpoczynku. Aby odbić sobie tę dłuższą bezruchawość każdy cieplejszy dzień poświęcaliśmy z dziećmi na granie w badmintona na naszym osiedlowym podwórku. Przeżyłem do lata.
Dziś, po dłuższej przerwie bożonarodzeniowej i noworocznej i zaledwie dwóch epizodach rowerowych w tym czasie jestem już chyba całkiem wyspany. Zatem kiedy budzę się przed 6 rano to boli mnie całe ciało. Nie dlatego, że mam zakwasy, ale dlatego, że się prawie w ogóle nie ruszam. Prawie w ogóle w stosunku do stanu sprzed roku. Fatalne uczucie. Niestety nie nauczyłem się w porę ćwiczyć w domu i wszelkie sporty kojarzą mi się z koniecznością przebywania na dworze, a teraz przymroziło i posypał śnieg. Jeździłem kiedyś codziennie w taką pogodę na rowerze, ale teraz, po dłuższej przerwie, moje ciało rozleniwiło się i trudniej się na coś takiego zdecydować. Cierpi caiło i psychika.
Dziś wyszedłbym nawet na jakiś fitness (choć tego typu sportem zwykle gardziłem), ale wszystkie obiekty sportowe zamknięte – przynajmniej dla amatorów takich jak ja. Na szczęście przez całe życie mój umysł nauczył się sam kontrolować ilość pochłanianego przeze mnie jedzenia, aby zawsze było go nieco mniej, niż potrzeba do budowy nadmiarowej tkanki tłuszczowej. Dzięki temu nie tyję. Jednak martwię się, że ten niedobór ruchu spowoduje, że moje ciało straci na odporności. W końcu mniej przebywam na świeżym powietrzu, na słońcu, mniej się ruszam – rachunek jest prosty – możliwe, że łatwiej o chorobę. Zwłaszcza w pandemii!
Smutek do smuteczku, a zbierze się ich cała rzeczka. W połączeniu z wszechogarniającymi zimowymi ciemnościami można by wręcz nabawić się depresji. Na szczęście, mimo zmian klimatu, spadł w tym roku śnieg i rozświetlił mroki zimy, tak jak to zwykł robić regularnie jeszcze 20 czy 30 lat temu. Oby nie stopniał zbyt szybko. Tak się zastanawiam, czy aby ten śnieg, to nie jest trochę skutek pandemii – w końcu w zeszłym roku wyemitowaliśmy mniej zanieczyszczeń powietrza, które podgrzewały lokalną atmosferę?
Z tego wszystkie nie mam żalu do niektórych byłych członków rządu, czy posłów, że kombinują jak by tu trochę poćwiczyć na obiektach sportowych, choć mam wielki żale, że sami zdecydowali o tym, że takie obiekty trzeba zamknąć. Brak ruchu na pewno spowoduje, że przyszli staruszkowie będą jeszcze mniej odporni na nowe choroby, niż ci, co dziś umierają na COVID-19 z chorobami współistniejącymi. Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju niedługo ruszy z nowym projektem, który może staruszków rozrusza.