Rządzi nami „p”olityka
2018-03-26Czytając od kilku już lat o pomyśle programu budowy w Polsce mieszkań czynszowych wielokrotnie myślałem, że jest to ciekawe rozwiązanie, które może rozwiązać problem niedoboru mieszkań w Polsce. Mieszkań faktycznie brakuje, bo taki a nie inny mamy system przygotowywania inwestycji mieszkaniowych, choć sami go w latach 90. I na początku XXI wieku stworzyliśmy (w tym przypadku myślę o Państwie polskim, a nie o sobie, bo w latach 90. byłem jeszcze uczniem). Mieszkania więc powstają powoli i w nie wystarczającej liczbie oraz często są substandardowe. Już kilkukrotnie w ciągu ostatnich 25. lat powracał ten problem jak bumerang i próbowano go w różny sposób rozwiązywać, np. poprzez Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Myślałem, że ludzie, którzy doszli do władzy, mają konkretny program, który pozwoli rozwiązać te problemy. Myślałem, że będzie to Polityka przez duże „P”.
Niestety przeliczyłem się. Za programem stała tylko idea, a pomysł wdrożenia jej przyniósł tylko i wyłącznie „p”olitykę. Administracja rządowa ma, zapisaną w ustawie o zagospodarowaniu przestrzennym, powstałej w 2003 roku, możliwość realizacji inwestycji celu publicznego w ramach istniejącego systemu planowania przestrzennego. Powinna tylko wpisać planowane przez siebie inwestycje do tzw.: programu zadań rządowych (art. 48 ustawy). Wszystko co jest w tym programie powinno znaleźć się obowiązkowo w studiach i planach zagospodarowania przygotowywanych przez samorządy (art. 10 ustawy). Administracja rządowa (a konkretnie wojewoda), ma prawo opracować plan zagospodarowania przestrzennego za gminę, jeśli gmina nie uwzględniła w studium lub planie inwestycji celu publicznego z programu zadań rządowych (art. 12 ustawy). Tylko, że nikt nigdy z takiego prawa nie korzystał, bo właściwie nigdy takie programy zadań rządowych nie były sporządzane. Zamiast tego bardzo ochoczo począwszy od 2004 roku uchwalano specjalne ustawy, które inwestycje celu publicznego zwalniały z konieczności uczestniczenia w procesie planowania przestrzennego.
Teraz próbuje się poprzez specjalną ustawę o lokalizacji osiedli mieszkaniowych ukrócić jakiekolwiek możliwości planowania na poziomie lokalnym, bo tkanka mieszkaniowa to zdecydowania większość ustaleń planów. Trudno będzie oczekiwać, że samorządy gminne będą odmawiały zgody na lokalizację takiej inwestycji. Prędkość pojawienia się projektu zwiastuje, że przepisy wejdą w życie jeszcze w tym roku. Każda data wejścia w życie wcześniejsza niż 1 września 2018 oznacza, że znaczna część zgód od rad gmin na realizację inwestycji w trybie nowej ustawy może być procedowana w okresie wyborczym – tuż przed (nawet kilka dni przed!) wyborami samorządowymi. Rady gminy mają na podjęcie takiej decyzji tylko 60 dni. Otwiera to mnóstwo dodatkowych pól nacisku na samorządy, aby w tym okresie wyrażać zgodę na tego typu inwestycje, czy to będzie racjonalne czy nie.
Przy okazji wdrożenia ustawy kolejna porcja władzy zostanie też przesunięta z poziom lokalnego, daleko od obywatela, bo aż do wojewody, który jest organem rządu. To on będzie teraz decydował, gdzie będą stały osiedla mieszkaniowe wydając decyzję o ich lokalizacji. Będzie miał na to 45 dni po groźbą kary pieniężnej. Decyzja ostateczna będzie podjęta, czy się to komuś podoba, czy nie, bo przy okazji odsunięte zostaną z zastosowania inne, z dawien dawna stanowiące fundament Państwa prawa, przepisy – Kodeks Postępowania Administracyjnego. Decyzja będzie też miała charakter natychmiastowej wykonalności. To z kolei oznacza, że każda z nich otrzyma znacznie zwiększą się szansę na wbicie pierwszej łopaty przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku.
Podsumowując już przy pomocy przepisów istniejących ustaw określających proces inwestycyjny w Polsce można byłoby stworzyć długofalowy, zrównoważony i odpowiedniej jakości program budowy domów czynszowych w Polsce. Jednak rząd woli drogę na skróty, bo przecież wybory już za rogiem. Oto cała „p”olityka.