Polityka klimatyczna


Tajfun na Filipinach przywitał negocjacje klimatyczne ONZ. Powtórka z „rozrywki”?

2015-10-26
galeria
Zarówno część delegatów, jak i organizacji pozarządowych uważa, że przedstawiony do negocjacji projekt jest mało ambitny i niekonkretny. Czy tajfun Koppu okaże się testem na międzynarodową solidarność?

Tegoroczne negocjacje Narodów Zjednoczonych w Bonn przywitała smutna, a zarazem alarmistyczna wiadomość. Potężny tajfun, tym razem nazwany Koppu, znowu uderzył w Filipiny. Dość symptomatyczną ironią losu jest to, że podobna rewelacja dotarła do delegatów na otwarciu konferencji klimatycznej COP w Warszawie w 2013 r. Kiedy Polska, jako gospodarz, otwierała konferencję w Warszawie, całość wydarzenia zdominowało wystąpienie delegata z Filipin – Yeb Sano. Jego słowa o tragedii spowodowanej prze żywioł, co zrozumiałe, poruszyły do głębi opinię publiczną. Tego dnia w jego kraju straciło życie około 6000 osób. Wielu delegatów wówczas sądziło, że wydarzenie to może być punktem zwrotnym w negocjacjach. Osoby pracujące na rzecz ochrony klimatu wierzyły, że nieszczęście, jakie przytrafiło się Filipinom, otworzy oczy decydentom. Wpłynie na przyszłość lokalnych oraz międzynarodowych działań na rzecz ochrony klimatu. Filipiński delegat w swoim przemówieniu wyrażał nadzieję, że ogromne spustoszenie, jakie nawiedziło Filipiny, będzie ostrzeżeniem dla całego świata. Jego, co zrozumiałe, emocjonalna mowa zawierała m.in. słowa: „czas zatrzymać to szaleństwo” – w odniesieniu do zwiększającej się emisji gazów cieplarnianych prowadzących do anomalii pogodowych. Następnie rozpoczął on strajk głodowy, o którym wielu już pewnie zapomniało. Może tym razem tajfun Koppu obudzi niektórych z drzemki, którą nazwać można „business as usual”?

Tekst negocjacyjny mało ambitny i nie konkretny

O sennym, a przynajmniej obojętnym stanie decydentów świadczyć może treść dokumentu, który będą negocjować delegaci podczas tego tygodnia w Bonn. Omawiany tekst stał się już przedmiotem krytyki, i to z wielu stron. Nie tylko organizacje społeczne, ale też grupa krajów G77+Chiny skrytykowały obecną treść dokumentu. Jedną z przyczyn jest to, że tekst w niewystarczającym stopniu uwzględnia interesy krajów rozwijających się. Ponoszą one ogromne straty w wyniku zmian klimatu, mimo że nie przyczyniają się one do tak wysokiej emisji gazów cieplarnianych jak rozwinięte kraje północy. Z obecnego projektu umowy wynika jednak, że kraje rozwinięte szukają sposobu na ucieczkę od złożonej obietnicy. Wcześniej kraje te zobowiązały się do przejęcia wiodącej roli w zakresie minimalizacji i adaptacji do zmian klimatu. Z kolei kraje rozwijające się miały stać się beneficjentami odszkodowań i środków na wprowadzanie gospodarki niskoemisyjnej.

To jednak nie jedyne zaskoczenie. Okazuje się, że proponowane zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych do 2050 jest również mało ambitne. Może to znacznie utrudnić zatrzymanie ocieplenia się klimatu do poziomu wzrostu o maksimum 2 stopnie Celsjusza. Naukowcy uważają, że ocieplenie powyżej dwóch stopni może przynieść katastrofalne, nieodwracalne skutki. Teraz, kiedy do konferencji w Paryżu zostało niewiele ponad miesiąc, delegaci oraz opinia publiczna zostali zaskoczeni niepomyślnym zwrotem sytuacji. Jeżeli weźmiemy pod uwagę napływające wiadomości z Filipin, można się domyśleć, że entuzjazm wielu osób pokładających nadzieję w zmiany, jakie miał przynieść COP 21 w Paryżu, został znacznie obniżony.

Polska vs Filipiny

Nadzieja jednak umiera ostatnia. Trudno powiedzieć, co – na chwilę obecną – dzieje się w głowach polskich polityków oraz tych aspirujących do polskiego parlamentu. Na ile chcą oni, aby Polska była krajem odważnym, mającym powody do dumy na arenie międzynarodowej oraz krajem stawiającym na innowacyjną gospodarkę? Możemy liczyć tylko na ich wiedzę i dobrą wolę. Dzięki wywiadowi, jakiego w Bonn udzieliła mi działaczka organizacji DAKILA z Filipin – Renee Karunungan możemy się natomiast dowiedzieć, jakie jest stanowisko Filipin oraz tamtejszego społeczeństwa i rządu. Otóż, jak twierdzi Karunungan, obywatele kraju, który od wielu lat boryka się z potężnymi skutkami zmian klimatu, nie muszą wcale czytać raportów IPCC, aby wiedzieć, że zmiany klimatu zachodzą w niespotykanym wcześniej tempie.

Filipiny to archipelag wysp położony na Pacyfiku. W przeszłości ludzie byli tu doświadczani huraganami, porami deszczowymi, jednak obecnie zjawiska pogodowe zwiększyły istotnie swoją intensywność, a sama pora deszczowa przedłużyła się o kilka miesięcy. Ostatnimi laty Filipiny doświadczają około 20 katastrof rocznie! W 2013 r. tajfun zabił około 10 000 osób. Do dzisiaj większość wtedy poszkodowanych nie ma własnego domu – na przykład miasto Tacloban zostało zrównane z ziemią, a kraj nie ma wystarczających środków na odbudowę infrastruktury. Zagrożona jest też turystyka, ważna gałąź przemysłu Filipin. Ludzie mieszkający wcześniej na wybrzeżu zostali zmuszeni do przeprowadzki w głąb kraju, skąd nie zawsze mogą wykonywać zawód, jakim trudnili się wcześniej.

Trzeba dodać, że Filipiny to kraj, który ponad 50% energii elektrycznej produkuje z węgla. Rząd wciąż planuje nowe elektrownie węglowe, które nie tylko są przyczyną emisji gazów cieplarnianych, ale też zanieczyszczeń powietrza. Jednak ze względu na potężne szkody spowodowane zmianami klimatu kraj jest zmuszony do znacznej redukcji energetyki opartej na węglu. Musi to zrobić, jeżeli chce otrzymywać środki odszkodowawcze z należącego do ONZ Green Climate Found. Przewidziana redukcja może wynieść nawet 70% energetyki konwencjonalnej. Czy rząd Filipin będzie realizować te cele? Tego nie wie Renne, ani większość mieszkańców. Działaczka ma jednak nadzieję, że dzięki organizacjom takim jak DAKILA z Filipin kontrola działań rządu będzie skuteczniejsza.

Do dzisiaj bowiem nikt nie potrafi ocenić, skąd rząd wziął te 70% redukcji, jeżeli wciąż planuje budowę elektrowni węglowych. Przeciętny mieszkaniec Filipin będzie zatem zmuszony do życia w ciągłym strachu jeszcze przez wiele lat. Trudno mówić o bezpieczeństwie planowania czegokolwiek. Szczególnie ludzie biedni nie mają ani czasu, ani siły do walki ze zmianami klimatu. Jak pisała Naomi Klein w swojej wcześniejszej książce „Doktryna Szoku”, wydarzenia takie jak tajfuny przyczyniają się nie tylko do spustoszeń świata zewnętrznego, ale też wewnętrznego. Po traumatycznych przeżyciach ludzie są niestety bardziej podatni na manipulacje i są w stanie przyjąć każdą pomoc, nawet jeżeli okaże się, że będzie ona tylko pogrążać ich w trudnej sytuacji.

Solidarność zmieni wszystko?

Renee Karungan powiedziała:
„Ludzie w takich krajach jak Polska nie martwią się zmianami klimatu, ponieważ są one dla nich sprawami abstrakcyjnymi, nie doświadczają ich na własnej skórze. Ja jednak od wielu lat żyję w wiecznym strachu właśnie przez takie wydarzenia jak tajfuny. Jestem teraz w Bonn, przyjechałam jako obserwatorka na negocjacje przed konferencją klimatyczną COP21, a tymczasem cały czas sprawdzam wiadomości w internecie, ponieważ nie wiem, co się dzieje w moim kraju, z moją rodziną i przyjaciółmi. Mam nadzieję, że kraje rozwinięte oraz wszystkie te, które wciąż opierają swoją gospodarkę na paliwach kopalnych, wyciągną pomocną dłoń i udowodnią, że stać je na solidarność międzyludzką. Zmiany klimatu dotkną ostatecznie nas wszystkich, tylko nie wszędzie nastąpi to tak szybko, jak to ma miejsce w krajach wyspiarskich. Nie mamy czasu, nie ma na co czekać. Jeżeli chcemy, aby świat jakim go znamy, przetrwał – musimy działać teraz”.

Głos tej młodej osoby z Filipin wpisuje się zatem w przesłanie najnowszej książki Naomi Klein „To zmienia wszystko”, w której autorka przekonuje, że zmiany klimatu zmienią świat, w którym żyjemy. Miejmy tylko nadzieję, że będzie to oznaczać coś, czego jeszcze nigdy ludzkość nie doświadczyła i na co w sumie jest skazana – międzynarodową solidarność. Oby ta solidarność pojawiła się podczas decyzji delegatów na konferencji klimatycznej w Paryżu.

Hanna Schudy