Polityka klimatyczna


Państwa UE uzgodniły stanowisko ws. reformy ETS

2017-03-06
galeria
Ministrowie państw UE odpowiedzialni za środowisko przyjęli wczoraj wspólne stanowisko ws. reformy unijnego systemu pozwoleń na emisję CO 2 . Polska znalazła się wśród dziewięciu państw przeciwnych proponowanym rozwiązaniom. Nie udało im się jednak zablokować prac. 

Uzgodnienia z 28 lutego br. otwierają drogę do negocjacji ostatecznego kształtu przepisów. Unijny system pozwoleń na emisję CO2 (EU-ETS) jest jednym z głównych narzędzi prowadzących do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. w roku 2030 r., na co już wcześniej zgodziły się wszystkie państwa UE.

Spór o blokującą mniejszość

Jednak w ocenie polskiego ministra środowiska Jana Szyszki wspólne stanowisko nie zostało przyjęte. – Mamy wątpliwości czy podejście zostało podjęte, dlatego że według nas była mniejszość blokująca – oświadczył po spotkaniu Szyszko. – To podejście niszczy polskie bezpieczeństwo energetyczne, blokuje polskie zasoby energetyczne takie jak węgiel – ocenił w rozmowie z polskimi dziennikarzami w Brukseli.

Według dyplomatów, na których powołują się media, poza Polską przeciwko przyjmowaniu takiego stanowiska protestowały również Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Litwa, Łotwa, Rumunia, Węgry i Włochy.

Zgodnie z obowiązującym jeszcze przez miesiąc nicejskim systemem głosowania, wystarcza to do utworzenia mniejszości blokującej. Do jej utworzenia w Radzie UE konieczne są bowiem głosy co najmniej czterech członków Rady reprezentujących ponad 35 proc. ludności UE.

Mimo zastrzeżeń prezydencja maltańska przeforsowała przyjęcie stanowiska, a służby prawne Rady UE stwierdziły, że w tym przypadku nie chodziło o głosowanie legislacyjne, toteż w ich ocenie wszystko jest w porządku.

Coraz mniej uprawnień do emisji

Uzgodnione przez państwa członkowskie stanowisko przewiduje, że od 2021 r. liczba uprawień do emisji będzie spadała rocznie o 2,2 proc. Część państw członkowskich UE, podobnie jak wielu europosłów, chciała ambitniejszego podejścia, jednak wskaźnik wykreślania uprawnień został ostatecznie utrzymany na poziomie ustalonym przez unijnych przywódców na szczycie klimatycznym w 2014 r.

Ministrowie zmienili natomiast całkowitą liczbę uprawnień dostępnych na aukcjach. KE proponowała, by było to 57 proc. całej dostępnej puli, jednak państwa członkowskie ustaliły ten próg na poziomie 55 proc. Wprowadzili także mechanizm umarzania niewykorzystanych pozwoleń.

Fundusz modernizacyjny na przekształcenie systemu energetycznego

Najbiedniejsze państwa UE będą mogły dochód pochodzący ze sprzedaży 10 proc. uprawnień przeznaczyć na przekształcenie swojego systemu energetycznego. Ponieważ do Polski ma trafić największa część tych środków, polskiemu rządowi zależało na tym, żeby móc decydować o tym, na jakie inwestycje zostaną one przeznaczone. Na razie udało się wynegocjować zapisy przewidujące, że to właśnie państwa-beneficjenci odpowiadają za zarządzanie funduszem.

KE proponowała, żeby funduszem modernizacyjnym zarządzali przedstawiciele państw członkowskich UE, KE i Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI). Polska obawiała się natomiast, że takie rozwiązanie uniemożliwi wsparcie inwestycji związanych z wykorzystaniem węgla jako surowca energetycznego. Tymczasem węgiel w dalszym ciągu ma stanowić podstawę tzw. miksu energetycznego w Polsce.

Łagodniejsze kryteria przyznawania darmowych pozwoleń na emisję

Stanowisko państw unijnych łagodzi też nieco kryteria (tzw. benchmarki), od których będzie zależało, ile dana firma będzie mogła dostać darmowych pozwoleń na emisję. W koncepcji KE benchmarki określają standardową wydajność w danym sektorze i pokazują, ile trzeba wyemitować CO2, żeby wyprodukować np. tonę stali. 100 proc. darmowych pozwoleń na emisje dostaną tylko te firmy, których wydajność będzie zgodna z ustalonym benchmarkiem. Polska może się też cieszyć z zapisu przewidującego przyznawanie 30 proc. darmowych uprawnień dla ciepłownictwa.

Zanieczyszczenie powietrza zabija w Polsce 45 tysięcy osób rocznie

Zgodnie z szacunkami, w Polsce z powodu zanieczyszczeń powietrza umiera rocznie 45 tysięcy osób, a budżet państwa traci z tego samego powodu około 80 mld złotych.

28 lutego br. na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym odbyła się konferencja naukowa "Zanieczyszczenie powietrza a choroby cywilizacyjne". Polacy przez smog częściej mają alergię, łapią infekcje, zapadają na choroby układu oddechowego i układu krążenia, mają także obniżone samopoczucie (w dniach z wysokim stężeniem zanieczyszczeń w powietrzu jesteśmy bowiem zmęczeni i mniej wydajni). Smog wpływa także na płodność, m.in. na poziom testosteronu u mężczyzn (czyli żywotność plemników), a kobiety żyjące w zanieczyszczonej atmosferze rodzą dzieci, które trzy razy częściej chorują na zapalenie oskrzeli i płuc.

Główną przyczyną zanieczyszczeń powietrza w Polsce jest tzw. niska emisja uwalniana z domowych palenisk. Szef Zakładu Profilaktyki Zagrożeń Środowiskowych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, prof. Bolesław Samoliński zwrócił uwagę, że jednym z czynników przyczyniających się do tak złej sytuacji jest bieda. Wiąże się ona bowiem m.in. z tym, czym pali się w piecu, jaki jest ten piec, a także czy mieszka się odpowiednio ocieplonym w budynku. Tymczasem – jak dodaje prof. Samoliński – w Polsce jest pięć milionów domów jednorodzinnych, z czego trzy i pół miliona nie spełnia współczesnych wymogów.

Polska nie jest tu jednak wyjątkiem, bo jedynie dwa procent miejskiej populacji świata ma szansę oddychać powietrzem, w którym nie są przekroczone rekomendowane przez Światową Organizację Zdrowia poziomy pyłów w powietrzu.

Barbara Bodalska, EurActiv.pl

Źródło: EurActiv.pl