Polityka klimatyczna


Niemcy: czy węgiel zastąpił atom?

2015-03-16
galeria
Twierdzi się, jakoby w Niemczech odejście od atomu przywróciło do łask energię z węgla. Eksperci dowodzą jednak, że puste miejsce po atomie wypełniło OZE. Węgiel ma się dobrze, bo... wypiera gaz.

Według ośrodka analiz AG Energiebilanzen produkcja energii z węgla brunatnego w Niemczech w roku 2013 wzrosła do najwyższego poziomu od roku 1990, po czym nieznacznie spadła. Renesans energetyki węglowej zbiegł się z likwidacją elektrowni jądrowych – programem wznowionym przez niemiecki rząd w 2011 roku, a będącym kluczowym elementem transformacji energetycznej Energiewende.

Czy prawdą jest, że to rezygnacja z niemal zeroemisyjnego atomu przyczyniła się do renesansu wysokoemisyjnego węgla? – To nieprawda – twierdzi Oliver Krischer, przewodniczący grupy parlamentarnej Zielonych w Bundestagu. – Elektrownie jądrowe produkują prąd w sposób nieelastyczny. Tak czy owak, nie pasują do systemu zbudowanego wokół źródeł odnawialnych, o zmiennym profilu produkcji energii.

Co więcej, wiele opracowań wskazuje, że lukę powstałą w wyniku likwidacji elektrowni jądrowych wypełniają źródła odnawialne, a nie węgiel. Zdaniem Carstena Petersdorffa, dyrektora na kraje niemieckojęzyczne w firmie konsultingowej Ecofys: Udział atomu w produkcji energii spadł o ok. 7% w latach 2010-2013, jednak równocześnie o 7,5% wzrósł udział odnawialnych źródeł energii. To dowodzi, że z powodzeniem mogą one wypełnić lukę powstałą w wyniku rezygnacji z atomu.

Gaz na przegranej pozycji

Niestety, mimo że średnia produkcja ze źródeł odnawialnych równoważy braki związane z wygaszaniem bloków jądrowych, obecnie OZE nie jest w stanie utrzymać stabilnego poziomu produkcji. Wielu specjalistów ds. transformacji energetycznej uważa, że elektrownie gazowe to najlepsze rezerwowe źródło energii w systemie coraz bardziej zdominowanym przez OZE, potrafią bowiem zwiększyć lub zmniejszyć produkcję w ciągu zaledwie kilkunastu minut. Co więcej, spalanie gazu ziemnego powoduje niższe emisje CO₂, niż w przypadku innych paliw kopalnych.

Niestety gaz wypierany jest z rynku przez węgiel – wydobywany w Niemczech (węgiel brunatny) lub sprowadzany tanio z Rosji i USA (węgiel kamienny). Od roku 2012 ceny węgla na świecie spadły o 30%. Wzrost konkurencyjności węgla w Europie wynika również z niskich cen pozwoleń na emisję CO₂ w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami. W rezultacie istniejące elektrownie węglowe zwiększyły produkcję, kompensując spadki produkcji w elektrowniach gazowych, którym zaszkodziły niskie ceny hurtowe na giełdzie energii.

A to wpływa na emisje w krajach sąsiadujących. W Niemczech rośnie podaż prądu z elektrowni węglowych, ale za to spada popyt. Rośnie więc eksport taniej energii do Austrii, Holandii i Francji, co i tam eliminuje z rynku część elektrowni gazowych. W roku 2014 padł nowy rekord eksportu energii netto.

Jak rozwiązać węglową łamigłówkę?

Według minister środowiska Barbary Hendricks sposobem na emisje z węgla jest naprawa europejskiego systemu handlu emisjami (EU ETS). Spalanie węgla powoduje wyższe emisje, niż spalanie gazu, jednak węgiel jest wciąż nieznacznie tańszy. W teorii, by jego cena wzrosła, koncerny energetyczne powinny płacić więcej za możliwość „zanieczyszczania” atmosfery CO₂. Jednak na rynku jest nadmierna ilość pozwoleń na emisje, stąd też ich cena spadła. W rezultacie węgiel pozostaje opłacalnym źródłem energii.

W scenariuszu ograniczenia emisji o 40% niemiecki rząd założył, że w 2020 roku cena za tonę CO₂ wyniesie 14 euro. Według badaczy z Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką (DIW) energia z węgla brunatnego będzie droższa niż energia z innych źródeł, tylko jeśli cena za tonę wyemitowanego dwutlenku węgla wzrośnie powyżej 40 euro. Tymczasem na początku 2014 roku cena pozwoleń na emisję spadła do 2,81 euro za tonę CO₂. Średnia cena od stycznia 2013 roku oscyluje wokół 5 euro.

W obecnym okresie funkcjonowania EU ETS Unia Europejska próbuje ograniczyć ilość pozwoleń będących w obiegu przy pomocy mechanizmu zwanego „backloading”. By wywołać niedobór pozwoleń, czasowo wycofuje się pewną ich liczbę, z założeniem, że wrócą one na rynek w późniejszym terminie. Na przyszłość Komisja Europejska proponuje nowy instrument – mechanizm rezerwy stabilizacyjnej rynku ETS (Market Stability Reserve - MSR), utworzonej z wycofanych z rynku pozwoleń na emisje. Zgodnie z propozycją Komisji mechanizm miałby zostać uruchomiony w roku 2020. Służyłby kontroli podaży certyfikatów (i ich cen) w okresach zaburzeń, takich jak kryzysy gospodarcze.

Niemcy chcą, by system ruszył do roku 2017. Poparcia dla tego pomysłu szukają u innych krajów UE. W raporcie ośrodka analiz Agora Energiewende podkreśla się, że naprawa ETS to sprawa nagląca – system czeka zapaść, o ile ceny będą wciąż oscylować wokół obecnych pięciu euro. Według dyrektora Agora Energiewende Patricka Graichena sam mechanizm rezerwy stabilizacyjnej nie wystarczy, by Niemcy zrealizowały swój 40-procentowy cel redukcyjny. Konieczne jest wprowadzenie dodatkowego, krajowego narzędzia kontroli emisji.

Ekspert Zielonych, Oliver Krischer, popiera ideę naprawy ETS, jednak domaga się dodatkowych działań – na wypadek, gdyby ceny uprawnień do emisji CO₂ nie wzrosły wystarczająco, by osłabić konkurencyjność węgla.Niemcy powinny rozważyć wprowadzenie minimalnej ceny uprawnień do emisji, tak jak Wielka Brytania, albo podatku węglowego, tak jak Holandia. Takie inicjatywy ułatwiają handel emisjami na poziomie europejskim.

Tłumaczenie: Marta Śmigrowska. Źródło: Clean Energy Wire (CLEW)