PARYŻ COP21


Przewodnik po nowym porozumieniu, cz. 3: Odpowiedzialność

2015-10-01
galeria
Kto popsuł, powinien zająć się naprawą. Dotyczy to również zmian klimatu. Sęk w tym, że niełatwo określić, w jakim stopniu poszczególne kraje przyczyniły się do ocieplenia, a co za tym idzie – ile wysiłku powinny włożyć w ochronę klimatu.

Do kluczowej konferencji klimatycznej w Paryżu zostały już tylko dwa miesiące. Sekretariat ds. zmian klimatu ONZ wciąż czeka na brakujące plany redukcji na okres po roku 2020. Do tej pory takie plany złożyły 82 kraje oraz Unia Europejska, odpowiadające wspólnie za niemal 74% światowych emisji (stan na dzień 30.09). To dobrowolne deklaracje, nie narzucone z góry wedle jakiegoś rozdzielnika, czy algorytmu. A to niedobrze. Wyliczenia Climate Interactive (którymi posiłkują się m.in. amerykańscy negocjatorzy) wskazują, że dotychczasowe zobowiązania przełożą się na wzrost temperatur rzędu 3,5oC do roku 2100 (przypomnijmy, że „bezpiecznym” pułapem mają być 2oC).

Czy zatem powinien być taki odgórny rozdzielnik, dystrybuujący prawa i obowiązki zgodnie z historyczną odpowiedzialnością za zmianę klimatu, uwarunkowaniami geograficznymi, ale też możliwościami finansowymi i technologicznymi danego kraju?

Nikt nie jest na to gotów. Dla własnych celów negocjatorzy Chin i Indii wskazują na potrzebę rozróżnienia (differentiation) między krajami uprzemysłowionymi a resztą świata. Bój o „rozróżnienie” może podzielić kraje rozwinięte i szybko uprzemysławiające się i... skutecznie zablokować paryskie negocjacje.

Winy nasze i naszych przodków, czyli historyczna odpowiedzialność

Kto jest winien i w jakim stopniu? To pytanie jest kością niezgody między krajami uprzemysłowionymi (winnymi z definicji) a gospodarkami wschodzącymi. Takie Chiny – mimo wysokich emisji – nie chcą opuścić klubu krajów rozwijających się, bo te zwyczajnie muszą mniej i to na łagodniejszych zasadach.

Punkt widzenia zależy więc od punktu siedzenia. Historyczny wkład w zmianę klimatu poszczególnych krajów (czyli ich emisje skumulowane na przestrzeni dziesięcioleci) można wyliczyć na kilka sposobów, otrzymując całkiem rozbieżne wyniki.

Jeśli zsumować emisje, uwzględniając również okres przed rokiem 1990, winne ociepleniu są przede wszystkim USA, Unia Europejska i Chiny.

Jeśli do rachunku włączyć emisje związane z wylesianiem i zmianą przeznaczenia gruntów, drastycznie rośnie obciążenie Brazylii i Indonezji.

Jeśli zliczyć emisje w ujęciu na głowę mieszkańca, znów źle wypada Brazylia i Indonezja, za to maleje odpowiedzialność Unii Europejskiej.

Wachlarz możliwości

Owa gra w obwinianie może znacznie zaszkodzić negocjacjom nowego klimatycznego. Czy da się znaleźć wspólny mianownik? Przekonamy się na konferencji COP21 w Paryżu. Tymczasem analitycy z Technicznego Centrum Badawczego Finlandii (VTT) prezentują niektóre warianty algorytmu liczenia historycznego wkładu w zmiany klimatu. Oto one:

I. W ujęciu czasowym

1. Liczymy tylko emisje powstałe po roku 1990.
Proponenci tego rozwiązania wskazują, że sekretariat ONZ ds. zmian klimatu (UNFCCC) został utworzony dopiero w roku 1992. Stąd też rejestry, prowadzone przez poszczególne kraje, pokrywają przede wszystkim emisje od roku 1990. Niepewności co do wolumenu emisji przed rokiem 1990 są dużo większe niż po tej dacie.

2. Liczymy emisje od roku 1850.
Zwolennicy tego ujęcia argumentują, że efekt cieplarniany odkryto już w połowie XIX w. i że w międzyczasie poszczególne kraje miały szansę przyswoić sobie wiedzę o skutkach przemysłowych emisji. Fakt, że długo nie łączyły tych emisji z ociepleniem nie „kasuje” ich wkładu w ocieplenie, choć należy go uwzględnić przy rozdzielaniu odpowiedzialności między poszczególne państwa.

II. W oparciu o źródła emisji

1. Uwzględniamy tylko emisje CO2 ze spalania paliw kopalnych i produkcji cementu.
Zwolennicy tej opcji podkreślają, że te źródła stanowią lwią część wszystkich emisji gazów cieplarnianych, są też najlepiej policzone. Włączenie innych źródeł (takich jak metan w rolnictwie czy CO2 zw. z wylesianiem) obniży stopień pewności oszacowań. Mówiąc krótko, nie należy obciążać krajów odpowiedzialnością za emisje liczone „na oko”.

2. Ujmujemy wszystkie źródła antropogenicznych emisji CO2, włączając wylesianie i zmianę przeznaczenia gruntów.
Deforestacja i zmiany w sposobie użytkowania gruntów (w żargonie ONZ zwane LULUCF) stanowią poważne źródło emisji CO2 (i jego ważny magazyn). Zwolennicy tego ujęcia podkreślają, że pominięcie tych emisji znacznie (i niesłusznie) zmniejszy odpowiedzialność kilku krajów prowadzących rabunkową wycinkę lasów tropikalnych.

3. Uwzględniamy wszystkie gazy cieplarniane ujęte w Protokole z Kioto.
Proponenci tego wariantu argumentują, że żadnych źródeł emisji nie należy wykluczać ze względu na niski stopień pewności oszacowań. Trzeba po prostu przyjąć najlepsze możliwe szacunki. Tylko tak można uzyskać najpełniejsze wyliczenie wkładu poszczególnych krajów w zmianę klimatu.

Emisje emisjom nierówne

Świadomie używam tu sformułowania „wkład w zmianę klimatu”, a nie „odpowiedzialność”. Wkład jest szacunkiem liczbowym, obiektywnym wyliczeniem wolumenu emisji. Odpowiedzialność należy już do sfery ocen – można przecież przyjąć, że inną wagę mają emisje powstałe 50 i 100 lat temu, kiedy wiedza o ich skutkach była żadna lub mała, a inną te dzisiejsze, produkowane z pełną świadomością i wbrew apelom milionów naukowców i aktywistów.

Jak do tej pory na forum UNFCCC nie zdefiniowano, czym jest policzalny „wkład w zmianę klimatu”, a czym – bardziej filozoficzna – „odpowiedzialność”. Jasne jest, że poszczególne kraje będą forsować tę interpretację, która jest dla nich wygodna, co spowolni i tak ślimaczące się negocjacje.

Przy określaniu odpowiedzialności więcej jest niewiadomych niż pewników. Jak wyliczają fińscy badacze, zależnie od przyjętego algorytmu wolumen skumulowanych emisji poszczególnych krajów może różnić się nawet o rząd wielkości.

Ostatecznie uzgodnienia przełożą się na miliardy dolarów płynących z budżetów jednych państw do drugich, na polityki, które osuszą kieszenie jednych przedsiębiorców, a innych wzbogacą, na przeniesienie obszarów dobrobytu z kontynentu na kontynent...

Gra w obwinianie jest elementem pilnowania krajowych interesów. Ludzka rzecz. Czas pokaże, czy negocjacje będą jak kulturalny brydżyk (gdzie w skupieniu wypracuje się satysfakcjonujący traktat), czy też jak rosyjska ruletka (gdzie słabe porozumienie skaże nas na katastrofalną zmianę klimatu).

Marta Śmigrowska, Chrońmy Klimat