O wstawaniu z kolan

2018-01-02
galeria
Przed świętami napisałem o dumie. Niewątpliwie ma ona związek ze wstawaniem z kolan. Ale czy na pewno klęczymy z braku dumy?

Jeszcze w grudniu odbyliśmy w ramach naszych projektów kilka podróży służbowych w Polsce, do mniejszych i większych miejscowości. Od Krakowa po Świdwin. W Krakowie dowiedzieliśmy się, jak prawie już rozwiązaniu problem niskiej emisji, ale od Świdwina, jak problem ten nawet nie może zacząć być rozwiązywany. I niestety taki Świdwin nie jest osamotniony w swojej diagnozie, którą powtarza, trochę jak natrętną mantrę – nie mamy pieniędzy, nie mamy zasobów.

Ale niestety mimo tej diagnozy nie ma pomysłu, jak przełamać ten impas, poza jednym – uklęknąć i poprosić o wsparcie. Najlepiej wsparcie od razu duże i hojne. Od 2004 roku zbyt wielu z nas, także organizacji pozarządowych, takich jak moja, weszliśmy w te same schematy. Napisz wniosek, wydaj, zapomnij. Może trochę przerysowuję, bo jednak powstało w ten sposób wiele dobrych inicjatyw, ale trzeba też przyznać, że wiele nie udało się stworzyć na stałe. Może po prostu perspektywa manny z nieba zabiła w nas myślenie o tym, jak stworzyć trwałe podstawy działalności, kreatywności i innowacyjności. Bo nawet jak mamy niewiele, w naszych rękach jest moc mnożenia.

Od tamtej pory to jest dla mnie kwintesencja wstawania z kolan. Przestać myśleć tylko o dotacjach. Bez nich też istnieje życie. Tchnijmy je w siebie w tym Nowym Roku 2018. Duma przyjdzie z czasem.