Nauka o klimacie
Geoinżyniera może złagodzić skutki wielkich erupcji wulkanicznych.
2014-11-17Przez dziesięciolecia termin „geoiżynieria” zarezerwowany był dla technik ulepszania gruntów i skał. Odkąd jednak świat zaczął lękać się zmian klimatu, pojęcie to trafiło do słownika klimatologów, aktywistów i dziennikarzy. Mamy więc geoinżynierę klimatu, czyli świadome kształtowanie klimatu Ziemi.
Do tej pory badania w tej dziedzinie nakierowane była na przeciwdziałanie ociepleniu. Jednym z głównych narzędzi miałoby być wpompowanie w stratosferę cząsteczek dwutlenku siarki. Odbijałyby one światło słoneczne, co skutkowałoby spadkiem temperatur. Jednak z uwagi na trudne do przewidzenia skutki uboczne, geoinżyniera jest zagadnieniem nader kontrowersyjnym.
Wielkie wybuchy wulkanów naturalnie uwalniają do atmosfery znaczne ilości dwutlenku siarki. Chmura SO2 z erupcji indonezyjskiego Tambora z 1815 roku przyćmiła słońce na wiele lat, co doprowadziło do drastycznego spadku plonów. Teraz, po raz pierwszy w historii, naukowcy podjęli temat geoinżynierii w kontekście przeciwdziałania skutkom erupcji.
Badanie, opublikowane w czasopiśmie Amerykańskiej Unii Geofizycznej Geophysical Research Letters, oparto na modelowaniu komputerowym. Wg autorów można przeciwdziałać skutkom erupcji na miarę Tambora, pompując do atmosfery gazy cieplarniane.
Można by użyć wybranych, krótko żyjących w atmosferze fluorowęglowodorów. Takich jak HFC-152a, który nie szkodzi warstwie ozonowej, w przeciwieństwie do innych związków z tej grupy.
Wg współautora pracy, prof. Keitha Shine‘a z Uniwersytetu w Reading: “Potrzeba by wielkich ilości [HFC-152a]. Oznaczałoby to ogromne koszty i konieczność produkcji na przemysłową skalę. Społeczeństwo musiałoby zdecydować, czy konsekwencje dużej erupcji uzasadniają taki wydatek”.
Naukowcy obliczyli, że w pierwszym roku po wybuchu wulkanu należałoby wpuścić do stratosfery 1,25 mld ton HFC-152a. Obecnie, rokrocznie emitujemy zaledwie 150 tys. ton najpowszechniejszego fluorowęglowodoru, HFC-1234a.
Wg innego członka zespołu badawczego, dr. Jana Fuglestvedta z norweskiego Center for International Climate and Environmental Research: “Rozważanie tak drastycznych działań może wydawać się przesadą. Ale nie byłoby mądre, gdyby naukowcy i politycy zignorowali ten temat. Wielkie wybuchy wulkanów są tylko kwestią czasu.”
Autorzy raportu przyznają, że z geoiżynierią wiążą się „liczne kwestie natury praktycznej, finansowej, naukowej, filozoficznej i etycznej.”
Środowisko klimatologów przyjęło badanie z ostrożnością, ale też zainteresowaniem. Jak stwierdził prof. John Shepherd z Uniwersytetu w Southampton: “Możliwość «manipulowania» klimatem niewątpliwie budzi lęk, ale zmiany klimatu zagrażają i ludziom i ekosystemom; szczególnie mocno, kiedy są duże i szybkie – i nieważne, czy mamy do czynienia z ociepleniem, czy ochłodzeniem. Musimy się na to przygotować, tak bardzo jak to tylko możliwe. Potrzebujemy i takich badań, nawet jeśli niektórych to oburza”.
Bardziej krytyczny jest prof. Piers Forster z Uniwersytetu w Leeds: “To świetna praca, bo zmienia nasze spojrzenie na geoinżynierę, ale też przypomina nam, jak śmieszny jest pomysł przeciwdziałania emisjom dwutlenku węgla przy użyciu technologicznych sztuczek.”
Prof. Peter Cox z Universytetu w Exeter widzi ten pomysł w szerszym kontekście: „Wstrzyknięcie ogromnych ilość gazów HFC do atmosfery zahamowałoby spadek temperatur, zatrzymując ciepło dzięki efektowi cieplarnianemu. Niestety, nie uchroniłoby ekosystemów przed podstawowym zagrożeniem związanym z wielkimi erupcjami wulkanów, czyli spadkiem nasłonecznienia.”
Praca norweskich i angielskich badaczy to kolejny dowód na wysoką wrażliwość klimatu na pozornie drobne zakłócenia. Pojedynczy wulkan może wyrzucić do atmosfery gazy chłodzące skutkujące wieloletnią zimą. I odwrotnie – wzrost stężenia dwutlenku węgla „zaledwie” o kilkadziesiąt cząstek na milion (ppm) może przynieść niekontrolowane ocieplenie.
Opracowanie: Marta Śmigrowska, na podstawie The Guardian.