Nauka o klimacie
Czy popełniamy poważny błąd?
2012-11-03Możliwe, że popełniamy błąd. Błąd, którego konsekwencje mogą być trudne do przeszacowania. Błędem tym są zbyt optymistyczne prognozy przyszłej światowej produkcji żywności.
Ceny żywności znowu rosną, w znacznym stopniu z powodu nietypowej pogody. W USA, Rosji i na Ukrainie plony zostały zdziesiątkowane przez wyjątkowo silne susze. Z kolei w Europie Północnej, szczególnie w Wielkiej Brytanii, uprawy zostały zniszczone przez niekończące się deszcze.
Tym niemniej, wbrew pojawiającym się w mediach alarmującym głosom, nie są to "jedne z najgorszych zbiorów w ostatnich latach". Mierzone ilością zebranego ziarna zbiory są jednymi z najlepszych. W zeszłym roku zbiory były absolutnie rekordowe, w tym roku są mniejsze o jedynie 2,6%. Problem w tym, że ze względu na wątpliwe moralnie przeznaczanie rosnącej ilości ziarna na biopaliwa i paszę dla zwierząt nowy rekordmusi padać co roku. Chociaż w tym roku zbiory będą trzecimi największymi w historii (po 2011 i 2008), to pomimo to nie nadążają za wzrostem zapotrzebowania, przez co ze światowych magazynów ubyło w tym roku aż 28 milionów ton ziarna. To olbrzymi deficyt. Jeśli w kolejnym roku nie padnie kolejny rekord zbiorów, niedobór tylko się powiększy, ceny pójdą w górę, a biedni – wydający większość zarabianych pieniędzy na żywność – znajdą się w poważnych opałach, co z kolei może prowadzić do destabilizacji sytuacji w wielu krajach.
Pytanie, jak mocno zmiana klimatu wpłynie na produkcję żywności, staje się krytycznie ważne. Precyzyjna odpowiedź na nie jest bardzo trudna i wymaga użycia skomplikowanych modeli numerycznych, które muszą uwzględniać mnóstwo czynników. Jaki będzie na różnych obszarach wpływ wyższych opadów i szybszego wyparowywania wody? Jak będzie się miał wzrost plonów związany ze wzrostem atmosferycznej koncentracji CO2 w stosunku do wzmagających się fal upałów? Do jakiego stopnia rolnicy będą mogli się zaadaptować? Czy nowe odmiany roślin uprawnych pozwolą skompensować ryzyko związane ze zmieniającym się klimatem?
Większość zaangażowanych w przewidywanie tych zmian naukowców jest zdania, że globalne ocieplenie zaszkodzi rolnikom w tropikach, a jednocześnie podniesie polny na wyższych szerokościach geograficznych. Dogłębna analiza z 2005 roku przewiduje, że jeśli będziemy realizować scenariusz „biznes-jak-zwykle" (co robimy), to do 2080 roku zbiory w krajach rozwiniętych wzrosną o 3%, a w krajach biednych spadną o 7%. Całkowity efekt netto to spadek plonów o 5% (w porównaniu do scenariusza braku zmiany klimatu).
Kolejne publikowane od tego czasu raporty potwierdzają te wnioski: rolników w Afryce i Azji Południowej czekają trudne czasy, ale w chłodniejszych rejonach świata farmerzy będą mieli łatwiej, mogąc eksportować nadwyżki do biednych regionów świata. Jeśli tamtejsi rolnicy nie będą mogli konkurować, zarówno ich dochód, jak i bezpieczeństwo żywnościowe pogorszą się, a liczba głodujących wzrośnie. Bilans handlu żywności biednych krajów pogorszy się, jednak prognozy przewidują, że będzie to jednak problem możliwy do przezwyciężenia.
To nie brzmi źle. Jednak coraz wyraźniej uwidacznia się słabość modeli, zakładających uśredniony wpływ zmiany klimatu i nie biorących pod uwagę ekstremalnych zdarzeń pogodowych. Autorzy analiz przyznają, że „modele upraw i plonów mają wiele uproszczeń. Nie biorą pod uwagę epidemii chwastów, chorób, insektów, nie uwzględniają możliwych problemów z jakością gleby (np. zasolenia czy kwasowości) i ekstremalnych zdarzeń pogodowych takich jak burze.". To, na ile plony będą zależeć nie tylko od warunków średnich, ale też ekstremalnych, pozostaje kwestią otwartą.
To właśnie ekstrema pogodowe znacząco zmniejszyły tegoroczne zbiory. Na ile mogą one wpłynąć na zbiory w kolejnych latach?
Ostatnia analiza Jamesa Hansena pokazuje, że częstotliwość występowania ekstremalnych upałów, jak te, które zdziesiątkowały ostatnio plony w USA i Rosji, od lat 80. XX wieku wzrosła 50-krotnie. Czterdzieści lat temu, ekstremalnie upały, które obejmowały 3-4 promile globu, teraz obejmują już kilkanaście procent. W analizie możemy przeczytać: „stwierdzamy z wysokim stopniem pewności, że obszar, na którym występują takie anomalnie wysokie temperatury w najbliższych dekadach będzie się powiększać, a ekstrema nasilać". Jednak wszystko to nie jest jeszcze uwzględniane w modelach prognoz produkcji rolnej.
W grę może wchodzić też kolejny mechanizm, związany z szybkim ocieplaniem się Arktyki i wpływem tego na częstotliwość występowania ekstremów pogodowych. O co chodzi? O zmiany w zachowaniu prądu strumieniowego – silnego prądu powietrza, pędzącego na dużej wysokości w kierunku wschodnim na umiarkowanych szerokościach geograficznych.
Prąd strumieniowy oddziela zimne wilgotne powietrze na północy od ciepłego, suchego powietrza na południu. Prąd strumieniowy nie leci prościutko na wschód, lecz meandruje, tworząc tzw. fale Rossby'ego. W miarę jak Arktyka się ogrzewa, maleje gradient temperatury pomiędzy północą a południem, a prąd strumieniowy zaczyna zwalniać i meandrować, sięgając dalej na południe i północ, a jego wolniejsze zmiany powodują, że wyciągnięte daleko na północ czy południe ramiona dłużej niż wcześniej utrzymują się nad danym obszarem. Ekstremalna pogoda utrzymuje się przez to znacznie dłużej.
Jeśli prąd strumieniowy "utknie" na północ od miejsca, gdzie jesteś, będzie ciepło i sucho, a temperatura będzie rosnąć i rosnąć. To idealne warunki dla suszy. W tym roku doświadczyły tego Stany Zjednoczone. Plony zostały zdziesiątkowane.
Z kolei jeśli prąd strumieniowy "utknie" na południe od Ciebie, to deszcze będą padać i padać, ziemia będzie nasiąkać wodą, a rzeki wystąpią z brzegów. To idealne warunki dla powodzi. To z kolei dotknęło w tym roku Wielką Brytanię. Plony zostały zdziesiątkowane.
To ma miejsce już w świecie, który stracił dopiero 30% zasięgu pokrywy lodowej w Arktyce i ocieplił się o 0,8C. Zmierzamy do świata bez lodu w Arktyce przez coraz dłuższy czas i z temperaturą wyższą o 2, 4 a może nawet i 6 stopni. Co będzie się działo?
Rolnicy w bogatych krajach pewnie są w stanie zaadaptować się do jednorodnego, przewidywalnego ocieplenia. Jednak kwestia zaadaptowania się do tych zdarzeń ekstremalnych – być może każdego roku innych, to już zupełnie inna sprawa. Tej zimy na przykład, spędziłem wiele dni przygotowując swój sad jabłkowy na suszę, bo zeszłego roku na wiosnę było tak sucho, że – w kilka tygodni po zapyleniu – większość owoców uschła, pomarszczyła się i skurczyła. Okazało się, że wiosna była tak wilgotna, że zapylające owady w ogóle nie zechciały się pojawić, drzewa nie zostały więc zapylone i znowu nie było owoców. Podziękowałem losowi za to, że nie muszę zarabiać w ten sposób na życie.
Być może to, co było normą, już nią nie jest i normy w ogóle nie będzie. Być może ten stały trend wzrostu średniej temperatury, który możemy oglądać na wykresach klimatologów – równocześnie przerażający i uspokajający – maskuje dzikie ekstrema, uniemożliwiające rolnikom planowanie i utrudniające reagowanie.
I w ogóle nie wzięliśmy tu jeszcze pod uwagę kwestii drożejącej ropy, coraz trudniej dostępnych nawozów i zaburzeń w działaniu gospodarki.
Dokąd wszystko to będzie prowadzić w świecie, w którym, o ile ma nie być głodu, to co roku musi padać nowy rekord zbiorów?