Inicjatywy lokalne
Renifery wożą karpie, czyli recepta na niskoemisyjną Wigilię
2014-12-23Czy da się chronić klimat przy wigilijnym stole? Naturalnie, i to z pożytkiem dla bioróżnorodności, kieszeni i lokalnej społeczności. Oto kulinarny poradnik dla klimatycznie wrażliwych.
Marchewka od chłopa kontra „Nawożone spółka z o.o.”
Industrializacja rolnictwa (zwana kiedyś, o ironio, „zieloną rewolucją”) oznacza potężne emisje gazów cieplarnianych. Uprawy przemysłowe wymagają częstego nawożenia – przez zasilane ropą maszyny rolnicze. Nawozy azotowe powstają w energochłonnym procesie produkcyjnym. Co więcej, powstają z paliw kopalnych, czyli z gazu naturalnego. Tradycyjne rolnictwo, szanujące rytm i ograniczenia środowiska, nie musi naruszać równowagi w obiegu węgla w przyrodzie. Sprzyja też ochronie bioróżnorodności. Klimatycznie wrażliwi powinni więc kupować żywność ekologiczną.
Jaja „od baby” kontra szczupak z Laponii
Renifery św. Mikołaja, jako istoty mityczne, są z natury niskoemisyjne. Gdyby to one woziły półprodukty do potraw wigilijnych, klimatycznie wrażliwi mogliby stosować czosnek z Chin, pistacje z Meksyku czy szczupaka z Laponii. Jednak tradycyjny transport wiąże się z ogromnymi emisjami gazów cieplarnianych (globalnie odpowiada za 20 % emisji CO₂). Lepiej więc nabyć karpia z lokalnej hodowli niż pangę z delty Mekongu. Lepiej kupić jaja „od baby” niż z przemysłowej farmy na drugim krańcu Polski. W ten sposób chronimy klimat i jednocześnie wspieramy lokalne rolnictwo.
Świeże i luzem kontra z chłodni i w plastiku
Zimą trudno o żywność naprawdę świeżą. Jednak pietruszka z lokalnego targu, przechowywana przez rolnika w tradycyjnej piwnicy, ma znacznie mniejszy ślad węglowy (czyli emisje CO₂ powstałe w całym cyklu życia produktu) niż importowana z Włoch, wyłożona na tacce owiniętej folią i składowana w chłodni hipermarketu. Z emisjami wiąże się zarówno produkcja opakowań, jak i chłodzenie pomieszczeń magazynowych – szczególnie, że w Polsce prąd zasilający chłodziarki pochodzi z węgla.
Breatharianie kontra łasuchy
Naszą najważniejszą bronią w walce ze zmianami klimatu jest i będzie zdrowy rozsądek. Na stole wigilijnym musi być „suto”, inaczej nie stanie się zadość tradycji. „Suto” nie znaczy jednak „bez umiaru”. Klimatycznie wrażliwi powinni gotować tak, by się nie zmarnowało. Nawet karpia „od baby”, przywiezionego przez renifera, cechuje drobny ślad węglowy.
W rankingu na najmniej emisyjnych biesiadników bezapelacyjnie zwyciężają breatharianie – osoby odżywiające się powietrzem. Kto jednak nie posiadł tajników tej trudnej sztuki, wciąż może ulżyć klimatowi, stosując w kuchni zasadę ELLŚO.
Wszystkim breatharianom i tradycyjnym biesiadnikom Wesołych Świąt życzy
Marta Śmigrowska