Inicjatywy lokalne
Czy świat stać na niechciane dzieci?
2016-10-09Kiedy runął mur berliński wielu Polaków skorzystało z tej szansy i wyjechało w poszukiwaniu lepszych zarobków za zachodnią granicę. Tak zrobiła moja mama, zostawiając mnie i moją siostrę przez trzy kolejne wakacje w rękach zapracowanego, ale i nieco sfrustrowanego taty. Mama pojechała do Holandii i poznała tam bardzo ciekawych ludzi, którzy najpierw byli jej pracodawcami, potem przyjaciółmi, potem przyjaciółmi całej mojej rodziny. Odwiedzili nas w Polsce, potem my odwiedziliśmy ich. Kiedy byłem na stypendium studenckim w Holandii wizytowałem ich cały tydzień. Przyjechali następnie na mój ślub razem ze swoją czarnoskórą córeczką Lieliną.
Byli to Holendrzy z krwi i kości, biali farmerzy uprawiający tulipany, a jednak mieli czarnoskórą córkę, a także dwóch czarnoskórych i dwóch białych synów. Skutecznie wykorzystali krajową politykę prorodzinną, a także, w sposób, który podziwiam do dziś, przyczynili się do poprawy życia trójki dzieci z przymierającej głodem Afryki, które w długich procesach administracyjnych adoptowali i sprowadzili do Holandii. Z pobudek ekologicznych i moralnych mieli tyle dzieci, ile chcieli, nie powiększając nadmiernie zaludnienia Ziemi swoim własnym potomstwem. Wszystkie były chciane i kochane. Wszystkim mówiono też prawdę o ich pochodzeniu.
Na świecie jest tyle niechcianych lub osieroconych dzieci, że pewnie można by nimi obdzielić wszystkich bezdzietnych. Nie trzeba więc nikogo zmuszać do miłości, skoro ten przymus tak łatwo rodzi nienawiść. Nie dajmy sobie wmówić, że potrzebujemy dzieci, które kocha tylko nasz system emerytalny, gospodarka, politycy i katolicy, ale nie kochają ich rodzice. Nie bójmy się pokochać jako rodzice najpierw tych dzieci, które już się urodziły, choćby nie były Polakami. Bo Polska może być większa, niż ją widzą "patrioci".
Wojciech Szymalski
Prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju