Inicjatywy lokalne
Brak dyskusji niechybnie prowadzi do wojny
2021-02-20Sprawami udziału społecznego w podejmowaniu decyzji publicznych zajmuję się już dość długo. Zwieńczyłem moje przemyślenia na ten temat pisząc doktorat na temat tego typu procesów w planowaniu regionalnym, choć w samym doktoracie nie ma wszystkich moich myśli na ten temat. Co prawda moja praca nie dotyczyła paneli obywatelskich, ale podobne procesy wspierałem lub obserwowałem niejednokrotnie w ramach swojej pracy jako działacz ekologiczny. Znam więc ich ograniczenia, którymi niechybnie są też i te wymienione przez Piotra Trzaskowskiego w jego artykule. Zresztą na temat tych ograniczeń powstała przebogata literatura, a nawet bardzo ciekawe neologizmy.
Weźmy na ten przykład „tokenizm”. Słowo pochodzi z języka angielskiego, w którym ‘token’ oznacza znak, symbol. W przypadku tokenizmu ów symbol nabiera negatywnego znaczenia, ponieważ oznacza wykorzystanie procesu partycypacji do doraźnych celów politycznych zaprzeczających celowi tej partycypacji, a już na pewno bez liczenia się ze zdaniem tych, którzy brali w takim procesie udział. Słowo to powstało w odniesieniu do symbolicznego włączania murzynów do ciał doradczych lub decyzyjnych w USA w latach 60. i 70. XX wieku, po to tylko, aby powiedzieć, że brali oni udział w podjęciu decyzji, choć faktycznie nie mili na nią wpływu w ciałach skonstruowanych tak, aby większość składu stanowili biali.
Piotr Trzaskowski sugeruje, że panele obywatelskie w największych polskich miastach powoli padają ofiarą tokenizmu. Realizowane są na tematy, które nie mają większego znaczenia, a ich wyniki topione są w morzu przeciwności administracyjnych, o których uczestników procesu nikt nie ostrzegał. A na sam koniec pokazywane są przez władze miasta, jako przykład szerokiego poparcia dla władz przez mieszkańców. Oburzenie na takie praktyki jest słuszne, ale myślę, że nie powinno ono prowadzić do zaprzestania organizacji paneli obywatelskich czy innych procesów partycypacji. Nawet bowiem jeśli partycypacja była dość dalece niedoskonała, ci co brali w niej udział szybko to zrozumieją i już więcej nie dadzą się nabrać – wraz z tokenizmem, ci co go uprawiali. budują sobie skutecznie negatywny elektorat. Nie ma bowiem nic bardziej zniechęcającego do polityka, niż świadomość, że zostało się przez nie niego wykorzystanym, nie dostając nic w zamian. A tak jest w przypadku każdego źle zorganizowanego procesu udziału społecznego.
Rysunek: Pozytywne efekty udziału społecznego. Fragment ilustacji rozprawy doktorskiej "Udział społeczny w zintegrowanym planowaniu regionalnym", dr Wojciech Szymalski, Uniwersytet Warszawski, 2013
Procesy te musimy jednak stale realizować, wciąż powstawać, próbować nowych, wciągać ludzi do dyskusji, uczyć się ich i naprawiać. Nie ma bowiem istotnie lepszej alternatywy do tego typu demokracji, jaką niesie udział społeczny. Udział, który daje równe szanse uczestnictwa, który kształci obywateli, który tworzy nowe pomysły na działanie i który buduje zaufanie. Nawet jeśli tym udziałem społecznym rujnują zaufanie do siebie politycy, to ogólny poziom zaufania rośnie w grupie tych, którzy w tym procesie brali udział. A nie ma nic bardziej potrzebnego w Polsce, czy to w dobie pandemii czy bez niej, niż zaufanie społeczne. Zaufanie Polaka do Polaka i Polki do Polki. Nie osiągniemy tego politycznym PR-em, ale tylko poprzez skutecznie przeprowadzone dyskusje i wdrażanie ich wyników.
Alternatywą jest brak dyskusji. Ale brak dyskusji niechybnie jest zwiastunem rozwodu. A rozwód to wojna.