Energetyka
OZE nie są winne wyższych cen prądu
2011-12-28Z dostępnych danych statystycznych wynika, że w latach 2005-2011, od kiedy funkcjonuje system tzw. zielonych certyfikatów wspierający produkcję energii z odnawialnych źródeł (OZE), spółki prowadzące sprzedaż energii elektrycznej podniosły ceny dla końcowych użytkowników o ok. 131,5 zł/MWh, czyli prawie dwukrotnie (98,8 proc.). Kwota ta nie uwzględnia wzrostu opłaty przesyłowej i podatków nakładanych na energię. W okresach rocznych oznacza to średni przyrost ceny netto energii o ok. 22 zł/MWh. Roczny wolumen sprzedaży energii elektrycznej netto (bez opłaty przesyłowej i podatków) osiągnął w 2011 r. poziom 30,8 mld zł.
Tymczasem łączne wydatki spółek dystrybucyjnych na zakup "zielonych certyfikatów" oraz na tzw. opłatę zastępczą za niewykonanie określonych w prawie obowiązków w zakresie udziału energii z OZE w sprzedaży końcowej szacuje się w tym okresie na maksymalnie 11,2 mld zł (3,2 mld w 2010 r). W przeliczeniu na 1 MWh energii dostarczanej odbiorcom końcowym oznacza to średnioroczne obciążenie rzędu 16 zł, a w samym roku 2010 ok. 28 zł (odpowiednio 1,6 i 2,8 grosza na 1 kilowatogodzinę). W 2009 r. było to 22 zł/MWh, a więc maksymalny wpływ OZE na wzrost ceny 1 kilowatogodziny dostarczanej do gospodarstwa domowego liczony rok do roku nie był większy niż 0,6 grosza.
Według PIGEO dane te zadają kłam upowszechnianym przez różne źródła, w tym przez sprzedawców energii, tezom, jakoby system wsparcia dla OZE był głównym powodem wzrostu cen energii na rynku. Wyliczeń Izba dokonała, zakładając, że obowiązki związane z rozwojem OZE wypełniane są przez wniesienie opłaty zastępczej. Jednak znaczna część obowiązków realizowana jest przez umorzenie zielonych certyfikatów kupowanych na rynku po niższych cenach niż ustalona w danym roku wartość opłaty zastępczej. Oznacza to, że rzeczywisty wpływ systemu wsparcia na cenę energii dla odbiorców końcowych jest jeszcze mniejszy.
Jak z powyższego wynika, koszty systemu wsparcia w latach 2005-2010 wygenerowały nie więcej niż 10 proc. tego wzrostu, w 2010 r. wynosząc maksymalnie 10,5 proc. wolumenu sprzedaży energii netto. Wpływ ten byłby jeszcze mniejszy, gdyby z systemu wsparcia wyłączyć tzw. współspalanie, polegające na dodawaniu biomasy do węgla spalanego w tradycyjnych elektrociepłowniach.
Warto dodać, że sama energia ze źródeł odnawialnych kupowana jest przez przedsiębiorstwa dystrybucyjne po takich samych cenach jak ze źródeł pozostałych (według średniej stawki na tzw. rynku bilansującym określanej co roku przez prezesa URE). Ceny transakcyjne na tym rynku w 2011 r. były przy tym nieznacznie niższe niż w roku 2010.
Eksperci branży OZE tłumaczą, że wspieranie "zielonej energii" w tej początkowej fazie rozwoju sektora jest wyjątkowo rentowną, długofalową inwestycją, bo finansowany w ten sposób postęp technologiczny z jednej strony, a rosnące koszty pozyskiwania tradycyjnych nośników energii (węgiel, ropa, gaz) z drugiej, spowodują, że najdalej w perspektywie kilkunastu lat pozyskiwać się będzie taką energię taniej niż ze źródeł konwencjonalnych, uniezależniając przy tym naszą energetykę od dostaw paliw z innych krajów.