ADAPTACJA


Odporni inaczej

2020-09-04
galeria
W ostatnich dniach sierpnia Polskę nawiedził front, który przyniósł wielokomórkowe burze, deszcz i szkwałowy wiatr. Co powiedział nam o naszej gotowości do działania w obliczu widocznych zniszczeń i utrudnień? Jest w nas ziarno odporności na skutki zmian klimatu?

W mojej rodzinie przezornie schowaliśmy się w domu, wyłączyliśmy większość sprzętów elektrycznych, zabraliśmy z balkonu to, co mogło odlecieć, ale jak się okazało i tak nie wszystko. Obserwowanie wyładowań atmosferycznych przez okno było ciekawym i emocjonującym przeżyciem. Z duszą na ramieniu jednak oczekiwaliśmy na huraganowy wiatr. I stało się – obserwując padający ulewny deszcz zauważyliśmy, że nasza ulica stoi w korku, a kierowcy wykonują dziwne manewry na drodze. Co się stało?

Ponieważ główne zagrożenie już minęło wyszedłem z córką przed budynek, gdzie zobaczyliśmy, że jedno z drzew na naszej ulicy złamało się blokując przejazd. Podeszliśmy bliżej – faktycznie tragedia, ale po dokładniejszym obejrzeniu szkód stwierdziłem, że przynajmniej jeden pas ruchu można by odblokować zanim przyjedzie straż pożarna zajęta pewnie poważniejszymi uszkodzeniami. Wziąłem się więc do roboty. Padał niewielki deszcz, więc mogłem już posprzątać połamane gałęzie i konary na bok drogi. Po 5 minutach okazało się jednak, że dwa konary są nadal przyczepione do głównego pnia i złamanie ich przerasta moje możliwości. Niestety nie mam w domu siekierki, sąsiedzi też nie mieli, a taki sprzęt nie jest też na wyposażeniu autobusów miejskich, które stały w korku. Namówiłem więc kilku kierowców, aby spróbować w kilka osób odłamać połamane konary. Wtedy ktoś z gapiów zwrócił uwagę, że kable – być może elektryczne, zwisają nisko nad drogą więc autobusy i tak nie przejadą, choćbyśmy uprzątnęli gałęzie. Kierowcy wrócili się do autobusów – zaniechali pomocy.

Drzewa nie udało się uprzątnąć, ale straż pożarna nadal nie przyjechała a coraz to kolejni kierowcy samochodów osobowych podjeżdżali w pobliże drzewa i musieli potem zawracać – nikt nie kierował ruchem. Zająłem się więc tym przez następnych kilka minut kierując ich na objazd od najblizszego skrzyżowania. Ktoś chciał wyjechać z garażu podziemnego, a autobusy zablokowały wyjazd – pokierowałem cofający autobus. Zaoferowałem, że pomogę zawrócić kilku autobusom, aby objechały sąsiednimi ulicami i rozwieźli pasażerów, ale kierowcy nie byli za bardzo chętni. W końcu pojawiły się na miejscu zdarzenia pojazdy służb awaryjnych komunikacji miejskiej i zaczęły robić swoje, tzn. zawiadamiać centralę o tym, co się faktycznie stało. Drzewo jak leżało, tak leżało, samochody jak nie były kierowane na objazdy, tak nie były. Gapie jak fotografowali ścięte drzewo, tak fotografowali. Kierowcy autobusów czekali na ratunek. Też się zniechęciłem i wróciłem do domu.

Za jakieś kolejne pół godziny dało się słyszeć na ulicy ryk piły motorowej, a autobusy zapaliły silniki i odjechały. Przejechał samochód czyszczący ulicę z kurzu i śmieci. Około półtorej godziny od zdarzenia wszystko wróciło do normy, choć właściwie mogło tak być w 20 minut. Brakowało tylko siekierki i kilku rąk do pomocy. Kabel, gdy sprawdziłem rano, okazał się być nieczynnym kablem telefonicznym - wciąż wisi oberwany i obwiązany wokół sąsiedniego drzewa.

Choć żyjemy w ludzkim mrowisku, różnimy się wiele od mrówek. One, jak co się stanie, przyspieszają i lepiej organizują pracę, aby problem usunąć. My, jak się wydaje, popadamy w letarg, aż ktoś ten problem usunie za nas. Do nieco większego osobistego poświęcenia moglibyśmy być jednak gotowi. Tymczasem jedna mrówka pracuje, a inne się gapią. Przestańmy być gapiami, zróbmy to razem. Osiągniemy więcej. Będziemy szczęśliwsi. Będziemy odporni.

Warszawa - wspólnota odpowiedzialna w obliczu zmian klimatu! - taka jest wizja Strategii Adaptacji do zmian klimatu miasta do roku 2030. Zacznijmy się z nią identyfikować.