Aktualności


Rowerem po torach

2021-09-18
galeria
Jako działacze ekologiczni zawsze bardzo zabiegamy o rozwiązanie promujące transport rowerowy. Po pierwsze, to dobre dla środowiska, bo nie emituje zanieczyszczeń. Po drugie, to dobre dla zdrowia, bo promuje tężyznę fizyczną. Po trzecie, to tani środek transportu dostępny dla każdego. Jak się okazuje niestety nie wszędzie.

Rowerem w Polskę

W ostatnim czasie postanowiłem wybrać się kilka razy na rowerze w Polskę. W kraju powstaje, głównie dzięki środkom z Unii Europejskiej, coraz więcej ciekawych turystycznych tras rowerowych, np. Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo, Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, szlak Wzdłuż Bałtyku itp. Wydawać by się więc mogło, że rowerem po Polsce poruszać się coraz łatwiej. Zapewne tak, jeśli jesteśmy nastawieni na przejechanie całego kraju wzdłuż czy wszerz na dwóch kółkach. Jednak, jeśli chcemy dojechać w konkretne miejsce kraju i dopiero tam pojeździć na rowerze musimy wesprzeć się innym środkiem transportu.

Aby było ekologiczne, zwykle robię to koleją. Kolej też w ostatnim czasie przeżywa boom inwestycyjny. Przez wiele lat remontowane, za środki z Unii Europejskiej, linie kolejowe wreszcie otwierane są do ruchu, a jeżdżą po nich nowe składy pociągów. Dworce kolejowe zostały także w wielu miejscach wyremontowane. Wydawać by się mogło, że podróż rowerem i koleją to dobre rozwiązanie. Niestety podczas moich ostatnich podroży po raz kolejny doznałem rozczarowania. Przykro pisać takie słowa, ale polska kolej wciąż traktuje rowerzystów jak zło konieczne.

Zło konieczne

Jechałem z Warszawy za Lublin, w kierunku Chełma, bo przecież tam są ciekawe tereny do zwiedzania, a linia kolejowa została świeżo wyremontowana, za środki z Unii Europejskiej i jeżdżące po niej pociągi także są w większości nowe. Aby ruszyć o świcie rowerem na zwiedzanie chciałem wyruszyć w podróż w sobotę wczesnym rankiem. Bezpośredni pociąg do Chełma jest, ale miejsc dla rowerów w nim nie ma i system nie sprzedaje biletów na taki pociąg. Alternatywą są połączenia osobowe, ale też mają swoje wady – przede wszystkim przejazd trwa znacznie dłużej – już do Lublina o godzinę dłużej. W efekcie musiałem wybrać przejazd pociągiem dzień wcześniej, w godzinach wyjazdowego szczytu i zapłacić dodatkowo za jeden nocleg.

Jechałem z Warszawy do Kielc, bo warto czasem sprawdzić, jak się jeździ po górach. Tym razem problemów z dojazdem pociągiem w trakcie dnia nie było, bo zresztą mogłem dość dowolnie wybrać połączenie, gdyż mój plan nie był napięty. Zwiedziłem kawałek Wschodniego Szlaku Rowerowego i kilka mniejszych miasteczek po czym przyszło wrócić. Nie kupiłem biletu z wyprzedzeniem, więc miejsc w pociągach jadących do Warszawy już nie było. Trzeba było wracać osobowymi, z dwoma przesiadkami. Akurat dobrze, że tego typu połączenia z przesiadkami w ogóle są dostępne – tu plus dla kolei.

Na sztorc

Jednak okazuje się, że nawet na nowych dworcach, np. w Radomiu, poruszać się wygodnie z rowerem po peronach nie sposób i to nawet, gdy są windy. Cieszę się, że windy w ogóle były, bo nie ma ich przecież wciąż np. na Warszawie Wschodniej, w Lublinie i wielu innych stacjach, gdzie od dawna są i będą dalej przejścia podziemne pod peronami. Ale windy na perony w Radomiu są za krótkie dla większości rowerów dla dorosłych. Zatem rower trzeba było stawiać na sztorc, jak tego oczekuje się w każdym pociągu, bo kolej przygotowała w wagonach rowerowych wieszaki. Niestety nie każdy rowerzysta-turysta jest mężczyzną w kwiecie wieku i da radę swój rower na nich powiesić, zwłaszcza że wymaga to często ekwilibrystyki w ciasnym i kiwającym się na rozjazdach wagonie. Czasem też okazuje się, że po powieszeniu roweru jest mniej miejsca, niż przed powieszeniem i naprawdę dużo tolerancji na niewygodę musieli mieć pasażerowie chodzący korytarzem, aby przeciskać się między kierownicą a siedzeniem w wagonie.

Wspólna taryfa

Jednak budzi największe moje zdziwienie, że prawie dwukrotnie dłuższe czasowo połączenie kolejowe pociągami osobowymi na tej samej trasie (Kielce-Warszawa) co pociąg pospieszny kosztuje tylko o 1 zł taniej! Sekretem tej małej różnicy są różni przewoźnicy kolejowi na trasach pociągów w różnych województwach, z czego jedni stosują opłatę za przewóz rowerów, a inni nie. I akurat na tym kierunku (ale także i z Lublina) nie posiadają oni tzw.: wspólnego biletu. A prace nad takim wspólnym biletem ruszały w rządowych gabinetach już niejednokrotnie. Ani zły, ani dobry rząd nie dał temu problemowi rady - taka wspólna dla wszystkich taryfa.

Wkład własny

Zatem nie dziwię się wcale, że z polskiej polityki co i rusz odzywają się głosy, że te środki unijne to nie są nam wcale tak bardzo potrzebne. W końcu zainwestowaliśmy je, ale nie osiągnęliśmy dzięki nim stanu, jaki odpowiadałby naszym wyobrażeniom. Wiele inwestycji zrealizowanych z środki unijne funkcjonuje niestety tak, jakby zabrakło przy ich realizacji wkładu własnego, pochodzącego z Rzeczypospolitej Polskiej. Choć może pieniądze na ten wkład, to jednak nie wszystko czego było trzeba?